"A imię jego będzie czterdzieści i cztery"







         

            Ile lat minęło od ostatniego testu, od badania, które okazało się końcowym i na dodatek destrukcyjnym dla naszej grupy badawczej…  Kogo to obchodzi. Wydawałoby się, że wszystko zdarzyło się zaledwie tydzień temu, a zgliszcza kopalni w Zonie 201 stoją jeszcze zupełnie nietknięte. Znaleźliśmy go właśnie tam z niebieskimi, przepełnionymi obłędem oczami i teoriami, które wydawałyby się zupełnie irracjonalne. Nazwaliśmy go Czterdzieści Cztery, bo był on czterdziestym czwartym obiektem naszych badań. Sam mówił na siebie Dinistrio, co oznacza zniszczenie, albo używał imienia Ilia. Uparcie twierdził, że nazwisko jego brzmi von Loewenwold, ale w to akurat nie wierzyliśmy. Często zdarzało mu się mówić na siebie w trzeciej osobie, w zależności od humoru, jaki aktualnie posiadał. Czasem przerażał nas ciągłym zmienianiem swojego nastawienia do świata, charakteru, jak i cichym szeptem „On tu jest. Milion. W końcu wymorduje was wszystkich, ale na to jeszcze nie czas. Jeszcze nie czas…”. I doczekaliśmy się…
            Mimo, że mijał dzień za dniem, miesiąc za miesiącem w zupełnym zamknięciu, nie chciał zdradzić nam skąd pochodzi i ile ma lat. Wciąż odpowiadał nam na te pytania zagadkami, których nie rozumieliśmy. Po wielu badaniach, na które nam pozwolił i mogliśmy przeprowadzić w znacznej odległości od niego (mimo wszystko strach nam nie pozwalał), dowiedzieliśmy się, że jest Lalkarzem o dużym stażu i ogromnej wiedzy oraz inteligencji. Interesowała go przede wszystkim medycyna i różnego rodzaju zioła, najlepiej trujące i niebezpieczne. Sądził, że nauczono go wszystkiego w T.A.P.N. z dala od innych, aby nikt nie dowiedział się o jego istnieniu. Kolejną rzeczą, którą nie udało nam się ustalić to jego umiejętności. Tajemnicą jest dla nas, jak udało mu się rozsadzić całe nasze miejsce badań i kopalnię, a potem bez problemu uciec z miejsca, mordując większość naszej załogi.
            Jaki był? Trudno stwierdzić. Raz zupełnie pogodny i zachowujący się jak dziecko, a raz zupełnie poważny, apatyczny… Jego umysł zdawał się nie do przeniknięcia, a wszyscy psychologowie i psychiatrzy z Organizacji Falsyfikatu wręcz bili się o jego przypadek. Pamiętam nawet moment, gdy myśleliśmy, że już poskromiliśmy Czterdzieści cztery. Stał się spokojny i zachowywał się jak dziesięcioletnie dziecko, które poznaje jeszcze świat. Miał nawet swoją ulubienicę. Dr. Marię Beria, która przynosiła mu słodycze. A on zawsze powtarzał w takich wypadkach „Ilia jest zadowolony”. Kryliśmy ją kiedy łamała regulamin, nocami wchodząc do jego izolatki i rysując z nim kredkami na kartkach, przeznaczonych na dokumenty. Zdarzyło się to raz, drugi, a za trzecim razem stała się tragedia. Dobrze to pamiętam. Trudno wymazać takie rzeczy z pamięci. Dr. Maria leżała na ziemi poćwiartowana, a Czterdzieści Cztery z dzikim wzrokiem i wręcz przesiąkniętym krwią ubraniu, siedział na środku obgryzając surowe mięso z jej kości ramieniowej. Straszny widok. Do dziś zastanawiamy się jak on tego dokonał bez ostrych przedmiotów.
           Wygląd pasował do reszty. Około metra osiemdziesiąt pięć, niebieskie oczy i blond włosy, wygolone z jednej strony.  Ciało zdobione wieloma bliznami, wśród których nie dawał nam dotknąć, ani oglądać. Zawsze wzbudzało to w nim wściekłość. Resztę uważał za ozdobę swojego ciała, łupy zdobyte w chwalebnych czynach. Nieco umięśniony, jak to bywało u żołnierzy z T.A.P.N.. . Często na jego twarzy pojawiał się  mały, irytujący uśmieszek lub "szatański", szeroki uśmiech. Na lewej łopatce wytatuowanego miał sporej wielkości orła koloru czarnego. Takiego, jakiego możemy często podziwiać na różnego rodzaju herbach, lub nawet w SS z Gamma Centem. Dostrzegliśmy też, że jego dłonie były były nieco kobiece, smukłe i bardzo delikatne, dlatego musiał chronić je rękawiczkami. Lewa, nieco sprawniejsza niż prawa. A paznokcie? Jak brzytwy.
            Najgorsza była sprawa J E G O. Mówił do niego Milion i często ucinał sobie z nim pogawędki. My jednak nie znaleźliśmy żadnych dowodów na jego istnienie. Oniemieliśmy, kiedy przedmioty zaczęły się poruszać samoistnie. Bez ingerencji Czterdzieści Cztery. Sam zainteresowany twierdził, że jego towarzysz jest zaklęty w jego narzędziach pracy, a on go pochłonął i teraz Milion nie może go opuścić na zawsze.


Karta oczywiście będzie poprawiana. Zainteresowanych zapraszam do wątkowania.

Komentarze

  1. Lubiła ciemność. Jej dotyk. I ciszę panującą wokół. Latarnie obserwowane z daleka przypominały tylko małe, nic nie znaczące punkty. Z perspektywy innych wyglądała dokładnie tak samo. Czy gdyby ktoś się zbliżył, dostrzegłby różnicę?
    Krok za krokiem, na cienkiej warstwie śniegu pozostawały tylko ślady bosych stóp. Czarny, stary płaszcz narzucony był na jej nagie ramiona. Odnosiło się wrażenie, że ciężar odzienia przygniatał ją. Drżała ustawicznie. Tak jak każdej nocy.
    Widząc śpiącego mężczyznę, zatrzymała się i bardzo powoli obróciła w jego kierunku. Przyglądała się nieznajomemu przez długi moment. Ze względu na jej rasę musiała czerpać energię ze stworzeń, które zdawały się takie niewinne, kiedy pogrążone były we śnie. Cóż, niewiele miała ku temu okazji – była to jedna z ważniejszych przyczyn jej wiecznego wyczerpania – więc nie skorzystanie z takowej byłoby błędem.
    Obróciła się przodem do sklepu, po czym usiadła na ziemi po turecku. Przymknęła oczy.
    Rzadko kiedy dawała o sobie znać w snach. Zazwyczaj skrywała się gdzieś, tak żeby jej postać pozostała tylko cieniem w czyjejś pamięci. O ile w ogóle udało się komuś cokolwiek zapamiętać. Inni bardziej skupiali się na fakcie, że pomimo tych kilku godzin wcale nie czuli się w pełni sił.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może i było to nierozsądne z jej strony, że tak pobieżnie wybrała swoją ofiarę – w końcu fakt, że ktoś spał na ławce to było trochę za mało, żeby móc z całą pewnością stwierdzić coś o danej osobie – ale niespecjalnie miała czas, aby głębiej się nad tym zastanowić. Pewnie lada chwila znowu znajdzie się w Ośrodku, a tam nie będzie miała większego pola do manewru. Instynkt był silniejszy.
    Powieki uniosły się powoli. Zmierzyła go wzrokiem od dołu do góry, na ułamek sekundy zatrzymując spojrzenie na jego twarzy. Nie odezwała się, więc ten drobny gest musiał mu starczyć za odpowiedź. Wbiła wzrok przed siebie.
    Zdawało się, że w ogóle przestała zwracać na nieznajomego uwagę. Doskonale znała ten scenariusz. Może nawet odliczała sekundy. Drgnięcie ramion, wpakowanie dłoni do kieszeni, obrót na pięcie, kurtyna. Właśnie tak to wyglądało, nie liczyła na zmianę w tym temacie. Może jedynie ciekawość zakręci się gdzieś obok, bo jak to tak, tak samotnie, bez strachu, bez świadomości, z niczym...

    OdpowiedzUsuń
  3. Przechyliła delikatnie głowę. Jakby dostrzegła coś ciekawego albo się zastanawiała. Jednak to było tylko błędnym wrażeniem. Spodziewała się wypowiedzi w tym stylu, ale gdyby postawić obok niego paru kandydatów do tej kwestii, raczej nie jemu włożyłaby tę wypowiedź do ust.
    – Brzmisz, jakbyś chciał krzyczeć. Dlaczego tego nie robisz? – odpowiedziała w końcu. Słowa leniwie kapały z jej ust, sączyły jak krew z nosa. Głos był niski i głęboki, przez co zdawało się, że była znudzona. – Imiona... Zbędne w tym przypadku. Moja twarz umknie z twojej pamięci szybko, niepotrzebnie dodawać do tego zlepek liter, który ostatecznie również zniknie w mroku zapomnienia.
    Nie miała w zwyczaju się przedstawiać. Mieli te swoje cholerne papierzyska. Zresztą, czy nazwa, która została nadana tylko z powodu jej braku miała jakieś znaczenie? Przecież ona była tylko koleją obłąkaną X, o tych swoich jadeitowych oczach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cały czas, kiedy milczała, mocno zaciskała zęby. Ich szczękanie mogłoby doprowadzić do szału. Podniosła się do pionu, otulając płaszczem nieco szczelniej. Nadal wzrok miała wbity w ziemię. Nie spojrzała na niego.
    Jej myśli zaprzątał fakt, że musi wracać. Wykorzystała fakt, iż tym razem jej nie przywiązano, ale nie chciała, aby wybuchło zamieszanie. To było zupełnie zbędne, a przy okazji miało wiele minusów. Był poranek, czyli zdecydowanie za późno. Już dawno powinna tam być.
    Ruszyła w kierunku, który wydał jej się odpowiedni. Bez słowa. Jeżeli myślał, że utną sobie pogawędkę o wszystkim i o niczym, pomylił się. W jej przekonaniu jasnym było, że lepiej dla niego, jeżeli pozostanie tak, jak jest.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zachowywała się i myślała wyjątkowo trzeźwo jak na osobę, która uchodzi za obłąkaną. Bardzo gwałtownie odwróciła głowę w jego kierunku, w porównaniu do poprzednich ruchów. Patrzyła na niego, a między jej brwiami powoli tworzyła się głęboka bruzda. O co mu chodziło? Któż zmienił scenariusz, i gdzie podziało się „tak jak wszyscy” i „zawsze”? Ciężko byłoby zignorować efekt tego, co zrobił. Cokolwiek zrobił.
    – Ahmesugaynalo – wymruczała, z wielką gorliwością poprawiając zaciśniętą na nadgarstku wstążkę. Pokiwała głową, jak zawstydzone dziecko, chociaż niczego takiego nie odczuwała. Zbliżyła się nieco.
    Nagle usłyszała coś w oddali. Echo znajomego słowa, jakby przytłumione nawoływanie. Potrząsnęła nieznacznie głową. Wydawało się jej, musiało się jej wydawać. Zignorować, natychmiast. Mrugnęła, obserwując jego buty.

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie w momencie, kiedy musnęła palcem swoją ofiarę-cukierka, zza rogu wypadła jasnowłosa postać. Chodziła jak zwykle równym, szybkim krokiem, delikatnie wymachując rękami.
    – Jade! – mimo iż słowo zostało wypowiedziane nieco podniesionym tonem, nie było w nim słychać nuty złości czy zniecierpliwienia. Czerwonowłosa na początku otworzyła usta, jednak zaraz wręcz zatrzasnęła je, z jeszcze większym zacięciem poczęła obserwować podłoże, a ręce splotła na plecach. Asmodessia zatrzymała się tuż przed nią, z początku w ogóle nie zwracając uwagi na mężczyznę. – Szukam cię od... Kto cię wypuścił?
    Złapała za nadgarstek dziewczyny. Obejrzała go pobieżnie, po czym westchnęła bezgłośnie. Jade zachowywała się zupełnie tak, jak na początku. Żadnych reakcji, słowa, gestu. Asmodessia przeniosła wzrok na nieznajomego.
    – Kimkolwiek pan jest, wybaczy pan. Tyle razy im powtarzałam... – drugie zdanie mruknęła znacznie ciszej, kręcąc głową. - Mam nadzieję, że nie narobiła kłopotów.

    OdpowiedzUsuń
  7. - Nie, dziękuję - odpowiedziała, kręcąc głową. - Na nas już czas. Do zobaczenia, panie..?
    Brwi jasnowłosej drgnęły lekko. Chociaż każda jej wypowiedź zdawała się brzmieć przyjaźnie, wcale tak nie było. Asmodessia była osobą, która tylko używała miłych słów, jednak sama nie potrafiła być szczerze miła. A kolejną z tych wyuczonych grzeczności było przedstawienie się. Jaka szkoda, że nie potrafiła wbić paru zasad do głowy Jade. Być może wtedy nie musiałaby z nią biegać i świecić oczami przed nieznajomymi.

    OdpowiedzUsuń
  8. Odwróciła się powoli, kiedy usłyszała odgłos szarpaniny. Patrzyła bez emocji na jego poczynania, wsuwając dłonie do kieszeni. Kiedy jasnowłosa towarzyszka spoczęła na ziemi, Jade zbliżyła się i kilka razy trąciła ją stopą. Okrążyła ją powoli. Kolejny raz. I jeszcze jeden, przy okazji stając na jej dłoni.
    Zmierzyła nieprzytomną wzrokiem, zakołysała się lekko na palcach, po czym wydęła usta w podkówkę. Podrapała się po głowie i przeniosła wzrok na mężczyznę, a raczej na punkt za jego plecami. Mrugnęła, po czym jak gdyby nigdy nic powiedziała:
    – W końcu ktoś zrozumiał, że powinna... – zagestykulowała, mrużąc oczy. Znowu zaczęła coś mówić, tym razem do pustej przestrzeni po jej prawej ręce. Zaprzeczyła cicho, po czym machnęła lekceważąco ręką, jakby kogoś odganiała. Nagle znowu spojrzała na von Loewenwolda, przypominając sobie o jego obecności. – Możemy zrzucić ją z dachu?

    OdpowiedzUsuń
  9. – W rzeczy samej – odparła na jego pierwsze słowa, pomijając fakt, że to wszystko z upadkiem na głowę miało niewiele wspólnego. Nie wyglądała na specjalnie przejętą jego nerwami i stanem. Poniekąd nie zrobił jasnowłosej krzywdy, ale takie zachowanie raczej w niewielu przypadkach zostałoby odebrane jako przyjazne. – Bez tej tu nigdzie nie pójdę.
    Zamyśliła się na moment, zastanawiając, czy zacząć ciągnąć nieprzytomną za nogi czy za ręce.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czerwonowłosa jeszcze przez chwilę gapiła się na Asmodessię, po czym odwróciła się i ruszyła w kierunku Ośrodka. Być może w końcu pozbędzie się jednego z problemów.
    Jasnowłosa ocknęła się po dłuższym czasie. Powoli uniosła się na łokciach, mrugając kilkakrotnie. Kolejną chwilę zajęło jej uświadamianie sobie wszystkich faktów. Zaczęła się rozglądać dookoła w poszukiwaniu Jade. Wokół panowała głucha cisza przerywana od czasu do czasu wyciem wiatru. Dopiero w tym momencie dziewczyna uświadomiła sobie, że prawie zamarza.

    OdpowiedzUsuń
  11. Zmarszczyła brwi, automatycznie cofając się o krok. Po tym, co się właśnie stało, podświadomie czuła, że powinna jak najszybciej się stąd oddalić i znaleźć dziewczynę. A jednak obecne tu stworzenie było chyba jedynym, które mogło cokolwiek wiedzieć. Bieganie po całej okolicy bez konkretnej informacji było bez sensu, chociaż broń wcale nie wyglądała bardziej zachęcająco.
    – Przepraszam – zagadnęła. - Widział pan tu kogoś? Muszę znaleźć pewną osobę...

    OdpowiedzUsuń
  12. Od razu wyczuła, że ma do czynienia z kimś znacznie potężniejszym. Pokręciła głową, przymykając na moment oczy.
    – Skąd pan wie, że mieszka w Ośrodku? Rozmawiała z panem? – w przeciwieństwie do niego nie uśmiechała się, jedynie nuta zwątpienia i troski przebiegła przez jej twarz. Doskonale zdawała sobie sprawę, że istoty przebywające w tamtym miejscu zazwyczaj nie wywołują pozytywnych odczuć u innych. Zresztą, gdyby spojrzeć na to obiektywnie, trzeba by tam było zamknąć przynajmniej połowę tej krainy.

    OdpowiedzUsuń
  13. Dobrotliwą. Dobre sobie. Być może właśnie zastanawiała się, czy oberwie, jeżeli Jade powie, iż to właśnie ona zabrała ją na spacer w nocy i to bez uprzedzenia kogokolwiek. Nie było to prawdą, ale dla nich nie było za wielkiej różnicy. Liczył się fakt, iż potem mogły być z tego same problemy.
    – Niewątpliwie. Jest... w kiepskim stanie, powiedzmy. Nie powinna przebywać poza terenem Ośrodka, chociaż jakoś kiepsko respektują to twierdzenie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Przez brudne, podejrzane zakątki co jakiś czas przemykały różne istoty. Każdy kroczył w swoim kierunku, szukając nowych odpowiedzi, wykonując kolejne zadania, poznając tajemnice otoczenia. Postać w czarnym, przydługawym płaszczu, prawie ciągnącym się po ziemi i kapturze nasuniętym na głowę, poruszała się dość powoli, niespiesznie stawiając kolejne kroki. Minęła zupełnie ciemną uliczkę, żeby po chwili znowu się do niej cofnąć. Jakaś dziwna, wijąca się poświata szarej barwy spowiła zaułek. Dziewczyna mimowolnie ruszyła w tamtym kierunku. Wystarczył jednak jeden wdech, żeby automatycznie się wycofała. Jej cichy kaszel przypominający charczenie mącił ciszę. Dym miał smak znacznie gorszy od tego papierosowego. Kiedy w końcu czerwonowłosa doprowadziła się nieco do porządku, zaczepiła pierwszego napotkanego przechodnia. Przez załzawione oczy nie widziała jego twarzy.
    – Przepraszam, ma pan może trochę wody? – zapytała dość cicho, a pewna nuta obawy zatańczyła w jej głosie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Schwyciła w kościstą dłoń butelkę, odkręciła ją i wlała sobie wodę do ust, nawet nie muskając wargami przedmiotu. Kaptur nieco zsunął się z jej głowy. Upiła tylko tyle, ile było konieczne, żeby przestać odczuwać drapanie w gardle. Chociaż fakt, iż nieznajomy wyrzuciłby resztę, obawiając się ewentualnych efektów spożywania wody po kimś zupełnie obcym nie byłby specjalnie dziwny.
    – Dziękuję. Bardzo – powiedziała, zwracając jego własność. Właściwie mogła się już spokojnie oddalić, nie zakłócając jego spokoju. Jednak kiedy ukradkiem zerknęła na ziemię i dostrzegła błysk. Podniosła z ziemi bardzo niewielki, ale ciekawie wyglądający odłamek, błyszczący srebrzyście. – To pańskie?

    OdpowiedzUsuń
  16. [możemy przyjąć, że Mercutio jakimś cudem odnalazł portal i przeniósł się do świata w którym akurat jest Twoja postać. Zaczynamy?]

    Mercutio

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie miała czasu dokładniej przyjrzeć się znalezisku, gdyż przedmiot najnormalniej w świecie zaczął się rozpływać. Po krótkiej chwili ostatnie krople ściekły po jej palcach, na których nie pozostała nawet odrobina wilgoci. Wzruszyła lekko ramionami, przy okazji przyglądając się swojemu, hm, dobroczyńcy. Spuściła wzrok z bliżej nieokreślonej przyczyny. Kącik ust drgał ustawicznie. Być może lepszym wyjściem byłoby zostawienie go w spokoju, ale skoro już odważyła się podejść. Nieczęsto miała taką okazję.
    – A co, jeżeli jednak zgu... pan coś zgubi? Nie prosi pan o pomoc w poszukiwaniach, jak sądzę? – zapytała, próbując zabrzmieć przynajmniej przyjaźnie.

    OdpowiedzUsuń
  18. Chętnie przyjęła chusteczkę, dziękując cicho. Uśmiechnęła się nieoczekiwanie, ale sympatycznie, jakby nagle zupełnie się rozluźniła.
    – Ależ na co, miły panie? Nie mam przy sobie nic cennego, nie boję się śmierci ani bólu... – odparła. Nie żeby była zuchwała, ale to raczej inni się jej obawiali, nie na odwrót. Zwłaszcza, jeżeli się dowiedzieli, że przebywa w Ośrodku. Cóż, właściwie to było zrozumiałe. Z istotami niepełnosprytnymi sprawa miała się tak: zdrowe – a raczej sprytne – stworzenia zazwyczaj ich nie nienawidziły, natomiast wolały nie przebywać w ich towarzystwie.

    OdpowiedzUsuń
  19. Pokiwała głową, wycierając chusteczką dłoń.
    – Niektóre istoty uważają, że jedyna wartość tkwi w rzeczach materialnych i doprowadzenie kogoś na przykład do ruiny sprawi, że będzie on wybitnie nieszczęśliwy. Ale to nic w porównaniu z utratą... kogoś wartościowego – powiedziała powoli, starannie dobierając każde słowo. Dopiero kończąc wypowiedź powoli przesunęła wzrokiem po jego twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  20. Zupełnie nie to chciała osiągnąć. A nawet gdyby, to mogła sobie co najwyżej chcieć. Przecież sprawiał wrażenie, jakby normalna rozmowa niespecjalnie przypadała mu do gustu, a co dopiero jakieś wyznania. Nawet jej to przez myśl nie przeszło.
    - Łatwo jest zapomnieć, że to przecież tylko papier i powinien być traktowany jako narzędzie, a nie cel. Trudno się temu dziwić. Czasem ciężko jest odnaleźć prawdziwe powołanie, więc łatwiej jest się chwycić tego, do czego dąży się powszechnie.

    OdpowiedzUsuń
  21. Wbrew pozorom wcale nie miała ochoty uciekać przed nim. Nie czuła też strachu, chociaż na początku pojawiły się w niej pewne obawy. Jego uroda uparcie przywoływała niechciane skojarzenia, ale zachowanie skutecznie rozpraszało to wrażenie.
    Rozglądnęła się dookoła, chociaż i bez tego doskonale wiedziała, że właściwie straciła orientację w terenie. Nie martwiło ją to zbytnio, nie w tym świecie. Miała tylko nadzieję, że jej opiekuni mają podobny problem.
    Pokiwała więc głową niczym nieśmiałe dziecko, które jest wypytywane przez obcych dorosłych o wiek czy miejsce zamieszkania. Ruszyli w nieokreślonym kierunku. Dziewczyna również wsunęła dłonie do kieszeni. Z jednej wystawał kawałek niepozornego sznurka, który jednak nie należał do specjalnie cienkich.
    – Niekiedy problem to nie zgubienie własnej drogi, tylko początkowe znalezienie jej w ogóle. Bo jeżeli zgubimy coś znajomego, to przynajmniej wiemy, czego szukać. Nie zawsze jest tak prosto.

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie zamierzała ostentacyjnie okazywać mu wszystkiego. Być może wiara w cokolwiek przyjdzie mu z czasem, o ile jeszcze się spotkają, w co wątpiła.
    Dla niej sama droga nie miała żadnego znaczenia. Każda gdzieś prowadziła, chociaż jeżeli widziała, że jedna góruje pięknem otoczenia nad inną, chętniej ją wybierała.
    Zerknęła na niego przez ramię. Trochę dziwił wyraz jego twarzy, nie tego by się spodziewała po poprzedniej obojętności. Takie urzeczenie – wydawałoby się – błahymi sprawami tym bardziej do niego nie pasowało. Ale jak najbardziej podzielała ten zachwyt, który mimo wszystko nie odmalował się za bardzo na jej twarzy, poza malutkim uśmieszkiem. Chociaż wiele godzin spędziła na obserwacji takiego krajobrazu, wcale jej się nie znudził.
    Z początku odpowiedziała mu tylko cisza. Niewielki miała wpływ na ten świat, właściwie taki sam jak na wiele innych rzeczy.
    – Pańska ulubiona pora roku – bardziej stwierdziła niż zapytała.

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie miała najmniejszego powodu, aby darzyć go pozorną sympatią czy kłamać. Pomógł jej, więc nieprzychylność wydawała się jeszcze bardziej nielogiczna.
    Być może nawet coś dostrzegali, jednak miało to dla nich znikomą wartość. Cóż, tak to już było, że nie wszyscy potrafili docenić pewnych rzeczy, ale z drugiej strony przez to zdawały się one jeszcze bardziej wyjątkowe.
    Nie musiał się powstrzymywać. To wyglądało nawet dość ciekawie, ale rozumiała, że być może jej spojrzenie jest krępujące.
    – Mówią na mnie Jade. Jesień jest wspaniała – odpowiedziała, przymykając delikatnie oczy, wspominając drzewa ozdobione złotem i miedzią. – A jak pan się zwie?

    OdpowiedzUsuń
  24. Przez moment miała wrażenie, jakby już gdzieś słyszała to nazwisko, ale szybko ono ustąpiło. Zawsze bawiło ją wyrażenie "Miło mi". Tak właściwie kompletnie jej nie znał, więc nie mógł tego wiedzieć, a nawet jeżeli udałoby się im poznać trochę lepiej, to być może wcale miło by mu nie było.
    – Tak, to prawda. Każda ma też w sobie coś gorszego. Jak wszystko... Niecodzienne imię – stwierdziła. – Dobrze znasz tę okolicę?

    OdpowiedzUsuń
  25. Historię znała tak dobrze, jak mapę tego miejsca, czyli niespecjalnie. Jednak czego można się było spodziewać po takiej osobie. Pewnie nawet gdyby wiedziała coś więcej, wiele faktów uleciałoby na rzecz innych, ważniejszych informacji.
    – Och, naturalnie, ale wieczne życie w chmurach jest jeszcze gorsze. Powroty do rzeczywistości są wtedy bardzo bolesne, a zupełne niedostrzeganie złych stron jeszcze wszystko potęguje. Wbrew pozorom spostrzeżenie niektórych negatywnych rzeczy może nam stresu oszczędzić.
    Granat. Wybrakowany z jednej istotnej części. I w tym momencie powinna chociażby otworzyć usta, krzyknąć, jęknąć, przekląć czy cokolwiek innego, co zrobiłaby normalna istota. Jednak przez jej twarz przebiegł galopem tylko, a nawet aż, szaleńczy uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  26. [Co do światów, to ciągle próbuję się w tym ogarnąć, bo z tego co widzę, to bardzo rozbudowany obszar, ale myślę, że mojej bohaterce najbardziej odpowiadać mogą takie miejsca jak Most opatrzności, Las metryczny i Teatr Bolszoj.]

    OdpowiedzUsuń
  27. Rzeczywiście, powodów do obrażania miał tyle, co dziecko, któremu zabrano cukierka. Ważniejszymi informacjami były na przykład wydarzenia z życia. Ale tak, z pewnością istniały istoty, które w obliczu osobistej tragedii zakuwałyby historię.
    Jego milczenie niespecjalnie ją ruszyło. Przekonywanie go do własnych racji byłoby co najmniej głupie, zwłaszcza że mogły one ulec zmianie o sto osiemdziesiąt stopni następnego dnia. Na szczęście tego nie wiedział.
    Śledziła wzrokiem lot jego zabawki z niekontrolowanie lekko uchylonymi ustami.

    OdpowiedzUsuń
  28. Osiemsetne urodziny Bułhakowa były wydarzeniem, którego nikt z szanujących się istot tego świata nie chciał przegapić. Również słyszała pogłoski o przybyciu Rady Starszych i innych znakomitości.
    Chyba tylko jej szef gardził podobnymi wystawnymi imprezami, dlatego zaproszenie, przekazał jednej ze swoich podwładnych, Librze, która, jak przystało na zodiakalną wagę, miłowała ponad wszelką miarę sztukę.
    Tego wieczoru nie pracowała, miała cieszyć się oglądaniem sztuk teatralnych i dobrą zabawą, choć ktoś taki jak ona nigdy nie mógł tracić czujności. Ludzie Xeroboy'a nigdy nie byli szczególnie lubiani, dlatego na jej dłoniach ponownie zagościły długie, ozdobne rękawiczki, starannie ukrywające jej przynależność do niesławnej grupy. Dziś chciała mieć spokój, bez walk, niemiłych rozmów. Tylko sztuka.
    Była sama, mimo, że zazwyczaj towarzyszył jej czerwonopióry ptak, wiernie przyczepiony do jej ramienia, którego teraz od czasu, do czasu można było ujrzeć przelatującego wysoko na rozgwieżdżonym niebie. Widać jej przyjaciel niezbyt lubił towarzystwo tak wielu obcych osób.
    Kątem oka obserwowała grupkę żywo dyskutujących stworzeń, kiedy jej niezbyt twórcze zajęcie przerwał nieznajomy.
    - Witam - odparła, lustrując go uważnym, choć życzliwym spojrzeniem - piękna noc, nieprawdaż? - spytała, trochę zdziwiona, zachowaniem mężczyzny, który bez pytania zajął miejsce obok niej. Ciekawa była raczej, co go do niej sprowadza, ale o to nie mogła spytać wprost.

    OdpowiedzUsuń
  29. Dziewczyna też tylko już czekała na finałowy pokaz. Nie widziała sensu, aby dłużej przebywać na tym balu, choć pewnie niejeden z gości zabawi tu do rana, popijając wymyślne drinki i śpiewając ludowe przyśpiewki. jej zależało już tylko na pokazie, który ponoć miał być nieziemsko piękny.
    - Mam na imię Libra - odparła, nie do końca mówiąc mężczyźnie prawdę. Uniosła kieliszek z kolorowym napojem i zamieszała w nim dziwnie wygiętą słomką, przez chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią na zadane przez nieznajomego pytanie.
    - Przyjaciel nie miał ochoty tu przyjść, a wie jak kocham takie wystawne widowiska, dlatego odstąpił mi swoje zaproszenie - odparła, kierując ku niemu baczne spojrzenie.
    - Pan za to, nie wygląda, jakby dobrze się tu bawił.

    OdpowiedzUsuń
  30. Odłożyła kieliszek z powrotem na blat stolika przy którym siedzieli, nie racząc się ani kroplą magicznie wyglądającego napoju.
    - Jak pan widzi, niezły z niego drań. Ale proszę się za bardzo o mnie nie martwić. Umiem o siebie zadbać - zapewniła go z lekkim uśmiechem. Niby mogła tu przyjść z kimś, ale wcześniej nie przyszło jej to do głowy. Dobre sztuki lubiła kontemplować w samotności.
    - Świetnie pana rozumiem. - odparła w odpowiedzi na jego ostatnie słowa, choć prawdę powiedziawszy miała powodu ku temu, aby nie lubić przebywać w tłumie obcych ludzi.
    - I tak miałam zamiar obejrzeć pokaz sztucznych meteorytów na świeżym powietrzu. Może zechce mi pan towarzyszyć? - spytała, delikatnie unosząc ku górze brwi, w pytającym geście.

    OdpowiedzUsuń
  31. Na jego szczęście bądź nieszczęście była osobą, która nie przywiązuje zbytniej wagi do wyglądu swoich rozmówców. Jak na dobrze wychowaną damę przystało.
    Wstała ze swojego miejsca i z lekkim uśmiechem wsunęła dłoń pod ramię Dinistrio.
    Kolejne wydarzenia dość mocno zaciekawiły dziewczynę. Uważny obserwator zauważyłby, że jej lekko obojętne na wcześniejszą rozmowę źrenice delikatnie się rozszerzyły. Ciekawa była, co właściwie się stało i kim jest Thor, ale nie wolno jej było ot tak o to spytać.
    - Coś się stało? - spytała, lustrując niby to zdziwionym wzrokiem stworzenia za swoimi plecami, które zbierały się właśnie z podłogi po wcześniejszym upadku.
    Jednocześnie ruszyła za mężczyzną w stronę wyjścia. Na dworze rzeczywiście nie było szczególnie ciepło, dlatego narzuciła na ramiona czarny płaszcz, wcześniej podany jej przez kogoś z obsługi bankietu przy wyjściu. Ponownie spojrzała na mężczyznę, gdyż ten jeszcze nie zdążył udzielić jej odpowiedzi na wcześniej zadane pytanie.

    OdpowiedzUsuń
  32. Uśmiechnęła się delikatnie, skinąwszy przy tym lekko głową.
    - Oczywiście. Nic takiego się nie stało - odparła, również zauważając, że przegapili ten ważny moment. Pewnie odliczanie zaczęło się, gdy przekraczali próg teatru.
    Zerknęła na mężczyznę kątem oka. Przez moment wydawał się szczęśliwym dzieckiem, na swoim pierwszym pokazie sztucznych meteorytów. Ale tylko przez chwilę, bardzo zresztą krótką. Z pewnością trafiła na kogoś interesującego.
    Przez dźwięk eksplozji trudno było usłyszeć trzepot skrzydeł koło ich głów, dlatego nawet dziewczyna z opóźnieniem zauważyła powrót swojego przyjaciela z nocnej wycieczki.
    - Witaj z powrotem - powiedziała, gdy tylko feniks usiadł na jej ramieniu, powracając wzrokiem do rozżarzonego tysiącami świateł nocnego nieba.
    - Ludzie, którzy oglądali pokaz w sali bankietowej wiele stracili. Oglądanie sztucznych meteorytów przez szybę, jest jak kosztowanie słodkości przez folię - stwierdziła, wyraźnie nie pochwalając wygody większości gości - przepraszam, że wcześniej nie przedstawiłam, ale nie chciałam panu przeszkadzać w pokazie. To mój towarzysz, Garuda. Podróżuje wraz ze mną. - odparła wskazując na bystrookiego ptaka, który mimo ostrych, szczerozłotych szponów, osadzonych na jej ramieniu nie wygniótł nimi nawet materiału płaszcza dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
  33. Nie bez powodu, było to jedno z najbardziej oczekiwanych wydarzeń tego roku! Pewnie wielu wielkich ludzi byłoby zawiedzionych, gdyby wszystko nie prezentowało się perfekcyjnie. Chociaż, czy ktoś taki, jak Bułhakow, przejąłby się niezadowoleniem kilku osób? Wielce wątpliwe.
    - Niecodziennie obchodzi się osiemsetne urodziny samego Bułhakowa - przypomniała mężczyźnie, bo nie wydawało jej się, aby jakieś wydarzenie świętowano tak hucznie jak urodziny sztukmistrza.
    Przyjaciel dziewczyny delikatnie ugiął się pod dotykiem mężczyzny, a następnie otrzepał pióra z jakby niewidzialnego kurzu, nie spuszczając bacznego wzroku z nieznajomego. Chyba był nieco zaniepokojony jego obecnością.
    - Zauważył pan kiedyś, że ptaki są bardzo podobne do mężczyzn? - spytała trochę niespodziewanie kierując spojrzenie w jego stronę - są naprawdę szczęśliwe tylko wtedy, gdy da się im prawdziwą wolność, ale jeśli kochają, zawsze wrócą. Za to dusza ptaka trzymanego w klatce umiera. Zgodziłby się pan ze mną? - spytała, szczerze zaciekawiona jego opinią na ten temat.

    OdpowiedzUsuń
  34. - Jeśli szczęście nam dopisze... to czemu by nie - odparła z delikatnym uśmiechem, zbyt dobrze zdając sobie jednak sprawę ze swojej nieuniknionej śmiertelności. W końcu była tylko człowiekiem, o czym nie miała zamiaru informować swojego rozmówcy.
    Feniks, jako uosobienie łagodności źle znosił choćby najmniejszy cień okrucieństwa u drugiego człowieka. Coś musiało być na rzeczy z istotą, stojącą przed nią, ale nie bała się. Takie uczucie już dawno opuściło jej zniszczone ciało.
    - Być może ma pan rację. Wszyscy szukamy swojej własnej wolności - odparła, wyciągając z kieszeni płaszcza niewielki, zrulowany kawałek papieru, przewiązany czerwoną wstążką do której przytwierdzony był widoczny numerek 5.
    - Mogę Cię prosić? - zwróciła się do ptaka, który bez wahania chwycił dziobem zawiniątko i odleciał w nikomu nieznanym kierunku.
    - Pański przyjaciel nie będzie się niepokoił, jeśli tak długo pana nie będzie? - spytała, chcąc się upewnić, czy na pewno wszystko będzie w porządku. Wcześniej wyglądało to tak, jakby Dinistrio miał jakąś władzę nad istotą, która z taką łatwością powaliła tłum ludzi na kolana.

    OdpowiedzUsuń
  35. - W takim razie w porządku. Nie chcielibyśmy przecież, aby coś stało się tym biednym ludziom, znajdującym się we wnętrzu teatru. - stwierdziła trochę od niechcenia.
    Teoretycznie mogłaby znaleźć sposób na nieśmiertelność, albo chociaż wydłużenie swojego życia, w końcu w miejscu takim, jak Gamma Fiction wszystko było możliwe. Ale nie uśmiechała jej się wizja wiecznego, smutnego życia. Przynajmniej nie na ten obecny moment. Miała jeszcze trochę czasu, aby zastanowić się, co chce zrobić ze swoim dalszym życiem. Jeszcze kilka krótkich chwil...
    - "Jak coś się panu stanie"? - powtórzyła po nim, z nieukrywanym rozbawieniem, unosząc delikatnie brwi ku górze. Podeszła do jednej z pustych, kamiennych ławek stojących nieopodal i usiadła, posyłając swojemu rozmówcy niewinny uśmiech - sądzi pan, że taka delikatna istota jak ja mogłaby panu coś zrobić? Chyba to ja powinnam czuć się zagrożona, nie sądzi pan? - spytała, chcąc się z nim trochę podroczyć, choć równie mocno ciekawa była odpowiedzi mężczyzny na to pytanie, bądź co bądź, tylko w połowie zadane dla żartu.

    OdpowiedzUsuń
  36. - Skoro tak mu ufasz, to chyba nie mam prawa się niepokoić - stwierdziła spokojnie, odchylając głowę do tyłu, aby przez chwilę spoglądać na rozgwieżdżone niebo.
    Odwróciła głowę w jego stronę, ale tylko się uśmiechnęła. Można było powiedzieć, że była odporna na wszelkie bazyliszkowe spojrzenia. Bardzo podobne widziała już kiedyś, z tym, że tamta istota nie ucinała sobie z nią przyjaznej pogawędki. Może dlatego tym razem nie przeszedł jej dreszcz na widok takiego, a nie innego wyrazu oczu?
    Na słowa mężczyzny zareagowała jedynie delikatnym uśmiechem.
    - Akurat w tym momencie? - spytała trochę, jakby zawiedziona jego odpowiedzią - to wielka szkoda. Liczyłam na to, że zobaczę pańską mroczną stronę - stwierdziła z cichym westchnieniem dopiero teraz odrywając wzrok od rozmówcy i kierując go z powrotem w kierunku nieba. Ciągłego kontaktu wzrokowego nie powinno utrzymywać się dłużej niż przez 7 sekund, inaczej może zostać odebrany jako prowokacja.

    OdpowiedzUsuń
  37. Oderwała wzrok od nocnego nieba i spuściła go na swoje dłonie, uwięzione w czarnych rękawiczkach. Delikatnie przesunęła opuszkami palców po grzbiecie drugiej dłoni, jednocześnie wsłuchując się w jego słowa.
    - Być może masz rację - powiedziała ostrożnie, zerkając ukradkiem na grupkę istot, które właśnie opuszczały bankiet. Chyba również powinna wracać.
    - Troszeczkę się zasiedziałam - powiedziała do mężczyzny z lekkim rozbawieniem. W końcu obiecała sobie, że wróci do siebie, kiedy tylko skończy się pokaz.

    OdpowiedzUsuń
  38. [To nie były karty Xan, ona ich nigdy nawet nie dotykała ;-) A znaleźć Xan można obecnie w granicach Grzybni ze szczególnym naciskiem na Zamokrą, jeśli akurat ucieka z ośrodka i w okolicach stolicy, jeśli wraca. Istnieje jeszcze małe prawdopodobieństwo spotkania jej w Likido.]

    OdpowiedzUsuń
  39. Xan drgnęła, słysząc głos mężczyzny, kroplę w morzu otaczających ją dźwięków. Nadal nie rozumiała, jak w tym chaosie mogła bez trudu odnajdować poszczególne jego elementy.
    W pierwszym odruchu już miała spuścić wzrok, na swoje bose stopy, bardziej podobne do gadzich szponów, teraz zanurzone w warstwie śniegu. Do tego przywykła, na każde kolejne pytanie odpowiadała ze spuszczoną głową. Kiedyś ktoś powiedział jej, że jej wzrok go rozprasza.
    Słowa tego człowieka wcale nie wydawały jej się takie beznadziejne.
    -Pomóc? Jest pan może specjalistą od hipnozy?
    Patrzyła jednocześnie na niego i ludzi wchodzących do cukierni, na kilka sekund jej uwagę przykuła matka z dwójką wyjątkowo głośnych, pełnych nadmiaru witalnych sił chłopców, nad którymi nieszczęsna kobiecina z trudem i niewielkim skutkiem usiłowała zapanować.
    Dzieci, pomyślała Xan.
    Znów spojrzała na mężczyznę, intrygowały ją trochę te jego wygolone z jednej strony włosy. To były tylko moda i upodobanie, czy może jakiś komunikat? Przynależność do jakiejś organizacji?

    OdpowiedzUsuń
  40. [Red jest podróżnikiem, więc miejsce nie gra roli. Można go spotkać właściwie wszędzie. Naprawdę chcesz zacząć? To bardzo miłe z twojej strony.]

    OdpowiedzUsuń
  41. Oczywiście, była ostrożna, jak mało kto. Ale nie chodziło tu o konkretny przypadek mężczyzny, to raczej wyuczona, nie do końca kontrolowana ostrożność, której nie umiała się pozbyć. Gdyby wiedziała, że mężczyzna dojrzał w niej przez to słabość, zapewne plułaby sobie teraz w brodę.
    Kiedy zaproponował, że ją odprowadzi, uśmiechnęła się tylko, lekko rozbawiona. Jej dom, mimo, że bardzo gustowny i nienagannie zaprojektowany zawsze wzbudzał uśmiech ludzi, którzy pierwszy raz go widzą. Może dlatego, że stał na dwóch kurzych nogach i gdy chciał, ucinał sobie niewielkie spacery? Z pewnością dlatego...
    - Nie mam nic przeciwko - odparła, oczekując od niego takich, a nie innych słów. Lubiła mieć towarzystwo, nawet jeśli osoba, która jej towarzyszy, jest jej prawie nieznana.

    OdpowiedzUsuń
  42. Zauważyła zmianę nastroju na twarzy mężczyzny, ale nie spytała od razu co się stało. Poczekała, aż sam się na ten temat wypowie, a kiedy tylko poprosił ją, żeby poczekała wiedziała, że coś jest nie tak. Bardzo nie tak. Nie wolno jej się było jednak wtrącać w takie sytuacje, nawet, gdyby nie zależało jej na ukryciu własnej tożsamości, dlatego nie mogła kiwnąć palcem. To trochę ją bolało, jeśli chodzi o jej dotychczasową pracę.
    - jeśli to coś ważnego, to proszę już iść. Garuda powinien niedługo wrócić obroni mnie. Może na to nie wygląda, ale jest świetnym wojownikiem - odparła zgodnie z prawdę, mimo, że sama świetnie dałaby sobie radę. Ciekawa była jednak co też takiego się stało, że jej towarzysz tak się zaniepokoił. Może coś od niego wyciągnie, jak już to wszystko się skończy?

    OdpowiedzUsuń
  43. [Może, jeśli to nie żadna rządowa afera i napiszesz coś więcej o tym, co się dzieje ;)]

    - Oczywiście - odparła choć... ona? Schować się? gdyby nie to, że mężczyzna nadal nad nią stał, pewnie sama poszłaby sprawdzić co się tam dzieje. Niekoniecznie po to, żeby coś zrobić. Nie bawiły jej jakieś bezsensowne bójki, a zniszczenie teatru nie byłoby większym wydarzeniem. Zapewne odbudowano by go w kilko dni, jak nie godzin z pomocą różnych magicznych sztuczek.
    Połączenie z inną duszą w tym wykonaniu było jak dla niej dość interesującym zjawiskiem. Nieczęsto widywało się coś takiego, nawet w Gamma Fiction.
    Kiedy tylko mężczyzna zniknął w wewnątrz teatru sama ukradkiem się tam wkradła, zaglądając przez uchylone drzwi do balowej sali.

    OdpowiedzUsuń
  44. Xan nie wiedziała, jak ma zinterpretować jego wypowiedź, więc tylko lekko skinęła głową.
    Mógł być wszystkim? Nie zaprzeczała. Nie znała go przecież.
    A że wyglądała niezbyt dobrze? Nie dziwiło jej to, wbrew pozorom i temu, w co upierała się wierzyć, amnezja bywała jednak kłopotliwa.
    Uścisnęła wyciągniętą dłoń, ujawniając kolejną drobną różnicę między nimi. Tylko cztery palce. Zastanawiała się, jak mężczyzna na to zareaguje. Podobnie, jak na imię, którym zamierzała mu się przedstawić.
    -Jestem Xian'Aari Faeh Txanti Hi'Thvir.
    Uśmiechnęła się, tym szczególnym uśmiechem rozbawienia, zarezerwowanym do tej pory dla poszukiwaczy niejasności, którzy do tej pory woleli nazywać ją tym wymyślonym na potrzeby dokumentacji kodem.
    -Mamy usiąść tutaj? - czubkiem głowy wskazała ławkę przy cukierni, gdzie, jak jej się zdawało, ten człowiek siedział już wcześniej. Wtedy nie zwróciła na niego uwagi.
    Nie przeszkadzał jej śnieg i mróz, sama była już prawie tak samo zimna, bąkała się po tym miasteczku już od dobrych kilkunastu godzin, ubrana jedynie w cienki szary dres. Nie było to nieprzyjemne uczucie, toteż szybko przestała zwracać na to uwagę.
    Niesforne dzieciaki wraz z matką zniknęły w drzwiach cukierni, ich irytujące przekrzykiwanie się w znacznym stopniu ucichło. Xan w duchu odetchnęła z ulgą.

    OdpowiedzUsuń
  45. [Skoro mi pozwolisz się wtrącać... niektórzy tego nie lubią, dlatego wolałam wcześniej tego nie robić ;)]
    Przyjrzała się dokładniej buntownikom, odpowiedzialnym za całe zamieszanie. Znała ich nawet zbyt dobrze. Jako główny mediator w swojej organizacji, zbyt dobrze wiedziała, że z tymi ludźmi się nie dyskutuje. Byli jednymi z tych, którzy zgadzają się na pokojowe rozwiązanie i w najmniej oczekiwanym momencie wbijają innym noże w plecy. Paskudne dranie, z którymi nie warto było rozmawiać, ale nie można było też ot tak ich zaatakować. Nasunęła kaptur głębiej na czoło, aby nie dać się rozpoznać i wykorzystała sytuację, aby zbliżyć się do Dinistrio, który popełnił wielki błąd, chowając broń. Stanęła za jego plecami, w taki sposób, aby rebelianci nie mogli jej dostrzec.
    - Nie próbujcie z nimi negocjować. Zgodzą się na wszystko, a potem zabiją większość gości i ochrony, zniszczą i zrabują co tylko się da. Silne dranie, jeśli chcesz ocalić Bolszoj spróbuj ich wywabić na zewnątrz. - powiedziała, obrzucając czujnym spojrzeniem swoje otoczenie. Nie dało się w niej poznać beztroskiej dziewczyny sprzed kilkunastu minut.
    - Zaufaj mi - dodała, wiedząc, że mężczyzna będzie się wahał po usłyszeniu jej słów.

    OdpowiedzUsuń
  46. Xan zmarszczyła czoło. Gdyby to było takie jasne... Sam nie była pewna, co chciałaby osiągnąć. Odzyskać pamięć? Zaryzykować poznanie czegoś, co mogłoby jej się nie spodobać? A gdyby jakaś cząstka wspomnień... Własna tożsamość, na przykład. Jakieś wyjaśnienie tego, kto mógł pozostawić ją uwięzioną na pewną śmierć. I w jakim celu...
    Nie wiedziała, jak to wszystko mu wyjaśnić.
    -Numer? -spytała, na chwilę zmieniając temat. Do własnego kodowego określenia przywykła, ale ten człowiek nie wyglądał na...
    Tak, wyglądał trochę dziwnie, ale nigdy nie przypuszczałaby, że on także jest określony za pomocą jakiegoś kodu. Uczucie, że łączy ich coś tak nietypowego było dość dziwne.
    -To coś oznacza? Ktoś ci go nadał?
    Nieco się od niego odsunęła. Nie ze strachu, nie wyczuwała w nim jak dotąd zagrożenia. Wolała widzieć go wyraźniej.

    OdpowiedzUsuń
  47. Ze spokojem obserwowała, jak mężczyzna obezwładnił jednego z napastników. Szkoda, że tylko jednego.
    - Brawo geniuszu. Co zrobisz z nimi? - spytała, gdy w stronę Dinistria rzuciła się cała reszta napastników, a ogłupiała ochrona nie wiedząc jeszcze za bardzo co się dzieje stała w miejscu i patrzyła po prostu na całe to zamieszanie jak zaklęta.
    Prychnęła cicho pod nosem, kiedy kilku mężczyzn rzuciło się w jej stronę. Gdyby próbowała im oddać, to cały teatr rozsypałby się jak domek z kart, jedyne więc co robiła to unikała ciosów, starając się wycofać z pola walki, co nie było tak proste, jak mogłoby się wydawać.
    W ferworze walki straciła z oczu swojego wcześniejszego towarzysza, ale to było akurat jej najmniejsze zmartwienie. Musiała się jak najszybciej stamtąd wynosić, no i kiedy jej się w końcu udało, usłyszała tylko za swoimi plecami przeraźliwy krzyk "ZABIĆ JĄ!". No... to ładnie się wpakowała. A chciała tylko pomóc i uciec z tego zamieszania.
    Jedynym plusem było to, że udało jej się w jakiś sposób dostać do ogrodu, gdzie nie musiała się już ograniczać do uników.
    Zdjęła z ramion płaszcz, który w dużej mierze ograniczał jej swobodę ruchów, kiedy obok siebie ujrzała znajomego mężczyznę. Szybko się uwinął z tymi w teatrze. Musiał być silniejszy, niż jej się na początku wydawało.
    - Robisz za rycerza w lśniącej zbroi? - spytała dla żartu, spoglądając jak resztki rebeliantów starają się ich otoczyć.

    OdpowiedzUsuń
  48. Xan głęboko odetchnęła, ale w ostatniej chwili zdołała ugryźć się w język.
    Obiekt badany? Zatem ktoś przetrzymywał go w laboratorium, eksperymentował na nim?
    W pierwszym odruchu spytałaby go o to, ale pomyślała, że przecież podobne wspomnienia niekoniecznie należały do przyjemnych. Nie zdziwiłaby się, gdyby Dinistrio nie chciał o tym rozmawiać. Przecież dziewczyna nie miała pewności, CO tak właściwie mu zrobiono. Może cierpiał, może czuł bezsilność i strach...
    -Też mam swój numer -westchnęła -420. Dokładniej FL-420.
    Zapisała swój kod końcem ogona na śniegu, najpierw tym alfabetem, który znała od zawsze, chociaż nie potrafiła wyjaśnić skąd, potem normalnie.
    -420 to numer kolejnej sprawy. F oznacza Gamma Fiction, a L przypuszczalnie Likido. To takie trochę... nieludzkie. Zaszufladkować kogoś i przystawić pieczątkę jak teczce z aktami.
    Urwała i zaczęła ścierać narysowane chwilę wcześniej znaki. Część linii wciąż dało się zobaczyć na nierównej białej powierzchni.
    -Ciekawe, czy gdyby to było możliwe, wytatuowaliby mi kod kreskowy na czole... A mogę spytać o jakim wypadku mówisz?
    Odwróciła się gwałtownie do Dinistrio. Tym razem już nie zdążyła ugryźć się w język.

    OdpowiedzUsuń
  49. [Zaczęłam wreszcie, ale wraz z przyciskiem "opublikuj" zacięła mi się przeglądarka i że się tak wyrażę, wszystko się jebło. Moje szczęście. W związku z tym oficjalnie masz zakaz zaczynania, gdyż napisanie i sukcesywne wysłanie ci tego, stało się u mnie teraz sprawą honoru. Postaram się jutro to zrobić.]

    OdpowiedzUsuń
  50. Xan przymknęła oczy i odchyliła głowę w tył.
    Zona 201... pojęcie nie było jej zupełnie obce. Owszem, słyszała kila razy, jak inni rozmawiali o tym między sobą. Wojna, skażenie...
    -Podobno ten obszar został zniszczony w trakcie działań wojennych -odezwała się w końcu -I przez długi czas był uznany za wymarły.
    Skojarzenie pojawiło się nagle i spontanicznie. Te dziwne karty, o których technicy mówili, że mają coś wspólnego z Zoną 201. Bali się ich dotykać, starali się w ogóle nie zbliżać do nich bez potrzeby. Rothern uparcie próbował wmówić Xan, że powinna je znać, ale dziewczyna mimo szczerych chęci nie potrafiła nic sobie przypomnieć. Łatwo dała się przekonać, że te przedmioty są niebezpieczne i nawet Anev może ucierpieć przy nieostrożnym kontakcie z nimi, postanowiła też nie mieć z nimi nic wspólnego. Badania nad nimi należało pozostawić osobom mającym do tego kwalifikacje.
    -Ale to było już dawno...
    Zacięła się, niemal namacalnie czując, jak jej myśli trafiają w zamgloną próżnię. Czy jeśli żyła prawie dwieście lat, mogła kiedyś tam przebywać? I czy miała wierzyć tym badaczom od siedmiu boleści, którzy od kilku miesięcy stali w miejscu, nie mogąc sobie poradzić z postawionym przed nimi problemem?!
    -Ty tam kiedyś byłeś?

    OdpowiedzUsuń
  51. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  52. [Witam.]
    Białe płatki śniegu wpadały jej w twarz. Szła szybkim tempem i co jakiś czas upewniała się, że nikt jej nie szuka. To nie był zwykły spacerek, po którym można beztrosko wrócić do domu, gdzie można odpocząć. Wiedziała, że kiedy Oliver zorientuje się o jej ucieczce zacznie jej szukać, a zabawki jakie posiada tylko ułatwią sprawę- bieg nie będzie wtedy wykluczony. Chciała tym sposobem dać mu do zrozumienia, że nie chce odzyskiwać wspomnień dzięki dziwnym urządzeniom, jakim Anel wymyśliła nazwy w stylu "pokemomenty". Tym bardziej, że dostęp do nich mógł mieć on sam i każdy potencjalny posiadacz wynalazku żywcem wyciągniętego ze snu nieudanej reinkarnacji da Vinciego. Sposób tłumaczenia sam w sobie był dziwny, ale drugi nie był przeznaczony dla niego- połyskujący srebrem i ostro zakończony. Znała miejsca, gdzie może nocować. Wszystko sobie przemyślała i nie zabrała ze sobą niczego, nawet nadajnika niegdyś ratującego życie, z wyjątkiem sakwy kieszonkowej, którą sobie "pożyczyła" od Shana.
    Usłyszała dźwięki wyraźnie sugerujące czyjąś obecność na skraju lasu. Było jej po drodze. Jednak gdy doszła było już po zawodach. Zastała tylko jednego poległego. Śnieg obok niego zabarwił się na czerwono. Zbliżyła się do niego. Upewniła się czy jest przytomny.
    -Hej, żyjesz jeszcze?
    Brak reakcji. Sprawdziła oddech i puls, żył. Kości i kręgosłup również bez zarzutu. Ułożyła go na swoim płaszczu. Wystarczyło opatrzyć ranę i przywrócić mu przytomność- drobiazg. Nauczyła się tego w T.A.P.N.-ie.
    Po wszystkim. Jej płaszcz miał teraz plamę krwi na sobie, ale dla niej to było bez różnicy. Otoczenie przywykło do czerwonych śladów na jej ubraniu. Nieznajomy zaczął odzyskiwać przytomność.
    -Jeśli boli, nie wstawaj- powiedziała.

    OdpowiedzUsuń
  53. Xan zaśmiała się niewesoło.
    -To chyba byłaby już setna ucieczka. Nie wiem, czy nawet zwrócili uwagę. Pewnie wiedzą, że i tak wrócę i sądzę, że mają rację.
    Jedną z pierwszych rzeczy, które po uwolnieniu zdołała zrozumieć, było to, że poszukiwaczom niejasności nie chodziło o nią. Ona była tylko skutkiem ubocznym poszukiwań, chodziło o zebranie tych porzuconych w jaskini przedmiotów. Przypadek sprawił, że znalazło się tam to naczynie, w którym była zamknięta, przekonana, że tam zaczęło się jej życie i gdzie prawdopodobnie umarłaby z głodu, gdyby sygnał odebrany z tych okolic pojawił się później.
    FL-420 nie żałowała, że nie jest ich celem, jedynie narzędziem, które mogło, ale nie musiało ich do tego celu doprowadzić. Nie podobało się już zainteresowanie, które dotychczas wzbudzała i z pewnością nie pragnęła go więcej. Im szybciej zdoła ich przekonać, że nie jest przydatna, tym szybciej zyska spokój. Tego chciała się trzymać.
    -A chodzę tu właściwie bez celu. Dla mnie Zamokra i Likido to jedno, akurat to miasto było na mojej drodze. Nie wiem, może podświadomie liczę na to, że trafię w jakieś miejsce, gdzie kiedyś byłam i coś sobie przypomnę. Na pewno jakiś czas byłam w Likido, ale nic tam nie wydaje mi się szczególnie bliskie. To głównie bezludne obszary. Nie nadające się do zamieszkania i ustatkowania się, ale doskonałe na kryjówkę.

    OdpowiedzUsuń
  54. Dziewczyna pokręciła głową. Nie przeszkadzało jej zbytnio, że była zimna, zauważyła nawet, że im zimniejsza się stawała, tym więcej czuła i szybciej reagowała. Potrafiłaby nawet bez problemu wyprowadzić matematycznie termodynamiczną zależność, wyjaśniającą to nietypowe zjawisko, którego doświadczała.
    -Jeśli nikt nie ma wstępu, jak ty możesz się tam dostać? -spytała. W jej głosie mimowolnie zadźwięczała nieufność. I te jego włosy...
    Tajny agent? Członek organizacji wojskowej?
    A jeśli tak, jakie były jego wpływy?
    Jednego mogła być pewna. Z pewnością Czterdzieści Cztery, ten porwany, przetrzymywany, mieszkający obecnie na zakazanej strefie miał sekrety, których nie zdradzał. Niebezpieczne sekrety.
    -Jeżeli znasz sposoby, aby się tam dostać, nie powodując przy tym lawiny kłopotów, mogłabym skorzystać z tej propozycji.
    Gdyby w tym momencie jakiś psychoterapeuta spytał ją, dlaczego się zgodziła, nie potrafiłaby jednoznacznie potwierdzić ani zaprzeczyć, że jest to sposób na zerwanie więzi psychicznej, jaka mimowolnie łączyła ją z Rothenem i jego współpracownikami.

    OdpowiedzUsuń
  55. Po raz pierwszy Xan poczuła niepokój. Z tym człowiekiem było coś nie tak. Nikt przy zdrowych zmysłach nie mieszkałby w takim miejscu.
    Albo po prostu miał wrogów. Naraził się komuś niebezpiecznemu, przed kim mógł się ukrywać tylko w ten sposób. Komuś potężnemu.
    -Albo mi się wydaje, albo komuś bardzo zależy, żeby się ciebie pozbyć -stwierdziła. Mówiła to trochę żartobliwym tonem, chociaż zdecydowanie nie była w nastroju do żartów. To wszystko brzmiało coraz gorzej.
    Pozostawała jeszcze możliwość, że siedzący przed nią osobnik najzwyczajniej w świecie cierpiał na urojenia, jakąś obsesję albo manię prześladowczą. Na całkiem normalnego zdecydowanie nie wyglądał, a to wrażenie wzmagało się z każdą chwilą.
    -I naprawdę nie istnieje inny sposób na zapewnienie sobie bezpieczeństwa? Nic innego ich nie odstraszy?
    Wolała jednak myśleć, że istnieją tajemniczy "oni", z tym jakoś łatwiej było się pogodzić niż z możliwością nawiązania kontaktu z niebezpiecznym szaleńcem, opętanym wizją rozgrywających się w jego umyśle spisków i rewolucji. Może dlatego, że tamto zagrożenie było bardziej abstrakcyjnie, niż ten bliski, realny i namacalny mężczyzna, który właśnie z nią rozmawiał.

    OdpowiedzUsuń
  56. -A jednak! -zawołała Xan z satysfakcją, której nie potrafiła zrozumieć. To, że miała rację, świadczyło przecież właśnie o tym, że nie było dobrze.
    Wycelowała palcem w klatkę piersiową Dinistrio.
    -Przyznałeś się. Ktoś ma interes w sprzątnięciu cię z naszego wymiaru. Zapewne im mniej będę wiedzieć i im mniej pytań zadam, tym spokojniejsza będzie moja przyszłość. Nie mylę się, prawda?
    Wyprostowała się gwałtownie, chociaż nawet gdy siedzieli, różnica wzrostu była dość widoczna. Dziewczyna nie łudziła się, że dorówna mężczyźnie.
    Umilkła, zdając sobie sprawę, że może nie powinna udawać takiej pewności siebie. Nadal pozostawała kwestia prawie dwóch wieków wyciętych z życiorysu. Co ona sama mogła w tym czasie robić, w czym uczestniczyć i w co się wplątywać, tak, że w rezultacie ktoś uznał za konieczne wymazać jej wspomnienia i zostawić zapieczętowaną, obok śmiercionośnych kart i garści złomu? Być może Xian'Aari Faeh Txanti Hi'Thvir, kimkolwiek była, nie miała tak czystego sumienia, jak chciała wierzyć...
    Cholerna amnezja. Raz bywała wygodna, innym razem irytowała i wszystko komplikowała.
    -I lepiej będzie, jeśli w ogóle nie przyjdzie mi do głowy zastanawiać się nad tym, kim ty naprawdę jesteś. Naprawdę.
    Ostatnie słowo zaakcentowała bardzo mocno.

    OdpowiedzUsuń
  57. Xan sprężyła się w sobie i wyskoczyła w górę, tak, że wylądowała na ławce. To była jedna z pierwszych rzeczy, które tak spodobały jej się po uwolnieniu. Przez kilka tygodni ćwiczyła różne akrobacje, wprawiając tym personel ośrodka w osłupienie. Bawiło ją to, ale nic nie mogło równać się z tym przyjemnym dreszczem, trwającym najczęściej tylko ułamki sekund.
    -Dokąd idziesz? -spytała. Znów się uśmiechała, jakby wyzbyła się podejrzliwości. Nie widziała w tym osobniku zagrożenia dla siebie. Przynajmniej na razie.
    -Kiedyś też spróbujesz sposobu, żeby wymazać mi wspomnienia? Tak, żebym nie znała nawet twojego imienia i tego numeru?

    OdpowiedzUsuń
  58. Nie wyglądała na zbyt przejętą widokiem wypruwanych flaków jednego z rebeliantów, ale też nie była tym widokiem tak zachwycona jak jej nowy znajomy, którego widocznie to bawiło.
    - Zwierzę - skomentowała krótko, bo inaczej nie dało się nazwać zachowania mężczyzny. Nie znaczyło to jednak, że natychmiast nabrała do niego negatywnego stosunku. Miała tak samo, a może nawet bardziej krwiożerczych przyjaciół i jakoś już nauczyła się żyć z faktem, że nie każdy tak jak ona pragnie pokojowych rozwiązań, niewymagających przelewania krwi. Założyła ręce na piersi, przyglądając się pozostałej garstce rebeliantów, którzy byli wyraźnie przerażeni samą postacią Dinistria i powoli zaczęli uciekać. Nie miała żadnych podstaw aby ich gonić, czy atakować, ale jęki torturowanego przez jej znajomego mężczyzny zaczynały być męczące. Podeszła do niego i jednym sprawnym ruchem skręciła mu kark, żeby ukrócić cierpienia umierającego. Uratować i tak już się go nie dało.

    OdpowiedzUsuń
  59. Cóż, w tym wypadku ta wiedza mogła sprawić, że być może zaczęłaby się do niego odnosić z niepodważalnym szacunkiem. Zachwytem. Czymkolwiek innym. Jednak fakt, iż historię znała kiepsko, nie był jej winą. Ale zawsze łatwiej oceniać.
    Niektóre symbole, nawet najbardziej oczywiste, mogą zostać odczytane, albo w ogóle pominięte przez niektóre istoty. Żadna nowość.
    Ten moment był najodpowiedniejszym, aby się ewentualnie wycofać, ale i tak nie miała się gdzie udać, toteż zawiązała chustę, nie przeoczywszy tego wymownego wyrazu.

    OdpowiedzUsuń
  60. Skąd niby miała wiedzieć, że historia jest dla niego tak istotna, skoro znała go dopiero kilkanaście minut. Wykpiwała? To się nazywa nadinterpretacja.
    Mimo wszystko było w nim coś ciekawego, a poza tym sama pomoc, którą jej okazał była dla niej niezwykle istotna. Rzadko miała z czymś takim do czynienia.
    Pokiwała energicznie głową. Ona do najwyżej mogła go doprowadzić do Ośrodka, przy czym zdążyłaby się zgubić ze trzy razy.

    OdpowiedzUsuń
  61. W jego oczach trudno było coś wyczytać. Na pewno zdezorientowanie, a w tej kwestii mu się akurat nie dziwiła. Chwilę później zrobił coś, na co zareagowała tylko zmarszczeniem brwi- zaczął wymachiwać jej przed twarzą srebrnym przedmiotem w kształcie orła. Być może w ten sposób chciał powiedzieć kim jest, a to jego odznaka. Zignorowała to, bo nie lubiła zgadywanek.
    -Dasz radę wstać, choćby z moją pomocą?- zapytała po chwili namysłu.
    Sama nie wiedziała dlaczego chce zabrać kogoś obcego do jednej ze swoich Sal, kryjówek. W tym przypadku do Tajnej Piętnastki. Uznała, że tu zamarzną oboje, a on jest dodatkowo osłabiony ubytkiem krwi. Wolała prowadzić sprawy do końca i gdyby zaczęła mu pomagać, a później go zostawiła i pozwoliła umrzeć to byłoby trochę wbrew niej- mogła od początku nie tracić czasu. Nawet jeśli teraz jest obcy i nie zna jego imienia to pewnie wkrótce się dowie. Teraz nie męczyła go zbędnymi rozmowami.

    OdpowiedzUsuń
  62. -Nie ma sprawy- kąciki jej ust uniosły się do góry i nie sposób było odgadnąć czy to szczery uśmiech.- Nikt tędy nie przechodził. Jeszcze...
    Może się zrobić nieciekawie jeśli zostaną tu dłużej. Kiedy wstał zaczęła prowadzić go w głąb lasu, zupełnie zapominając o tym, że miała uciec jak najdalej od tego lasu. Piętnasta Sala była odizolowana od całej konstrukcji, dlatego była dla niej najbezpieczniejsza, a dla Aryjczyka- najbliższa. Zaledwie jeden kilometr dzielił ich do wejścia.
    Kilka razy sprawdzała, czy nikogo nie ma w pobliżu. Kiedy zauważała kogoś na ścieżce chowali się za drzewami lub w rowie. Dla niej nie sprawiało to różnicy, ale dla niego musiało to być męczące.
    Dotarli do celu. Odsunęła pokrywę w ziemi, wcześniej wystukując kod na szklanej tarczy i zeszła z nim po schodach. Wyglądały jak z lodu. Kilkanaście kroków pokonali w ciemnościach. Rozległ się charakterystyczny dźwięk, kilka uderzeń o podobną tarczę, i drzwi bezgłośnie odsunęły się ukazując wielką półkolistą salę z kilkoma innymi drzwiami. Otworzyła jedne z nich i zaprowadziła tam mężczyznę. Pomieszczenie wyglądało jak sypialnia. Wskazała mu łóżko.
    -Zrobić ci herbatę?

    OdpowiedzUsuń
  63. Nie bez zawahania podała mu dłoń. Zazwyczaj odnosiła się do wszystkich bardzo podejrzliwie, z jawną obawą, która najczęściej była interpretowana jako strach. Kiedy jednak nijak nie potrafiła sobie poradzić z zaistniałą sytuacją, nie miała gdzie uciec albo nie wiedziała, jakich odpowiedzi udzielić, po prostu uciekała w głąb własnego umysłu. Potrafiła stać, gapiąc się w jeden punkt przez długi czas, nucić coś do siebie, albo oglądać i przechadzać się po otoczeniu, jakby była zupełnie gdzie indziej; wtedy na jej twarzy pojawiały się szerokie uśmiechy, czasami marszczyła brwi, ale nie kontaktowała praktycznie w ogóle.
    Mimo wszystko wykonała to, o co prosił. Cały czas, kiedy biegli, żywiła przeczucie, że zaraz w coś uderzy albo skądś spadnie. Chwilami prawie czuła, jak podłoże ucieka, a ona zaczyna spadać, przez co tętno przyśpieszyło jeszcze bardziej. Wszystkie te wariacje do końca zbijały ją z tropu, a cały ten proces zdawał jej się niesamowicie długi, ale też emocjonujący. Zatrzymała się za nim, a właściwie to na nim. Pierwszym, czym zobaczyła po uniesieniu powiek były jego plecy, toteż – czy to z podekscytowania, czy z odruchu – chwyciła go za łokieć i uniosła jego rękę, która zdawała jej się wtedy wielką, masywną, prawie tonową łapą, i wcisnęła mu swój czerwony łebek prawie pod pachę. Rozglądała się po otoczeniu, wręcz chłonąc wszystko wzrokiem. Nagle jednak jej spojrzenie padło obok jego stóp i wtedy serce zabiło jej mocniej. Piękne, smoliście czarne lukrecjowe żelki sterczały w uroczystej atmosferze, przybierając postać ciekawych kwiatów o płatkach w kształcie długich pasków. Pewnie zaczęłyby krzyczeć, gdyby wiedziały, co zamierza z nimi zrobić dziewczyna. Rzuciła się na nie, ale że cała nie zmieściła się w tym wąskim przejściu, pomiędzy jego przedramieniem a bokiem, przykucnęła, po czym położyła się na brzuchu pomiędzy butami mężczyzny. Wcisnęła sobie płatek kwiatu do buzi, a ten zaczął zwisaź z jej ust, przypominając czarny język. Przekręciła się na plecy, skupiona na żuciu żelki, jakby od tego zależało jej życie.
    – Chseoesz teoche? – wymamrotała po chwili, unosząc lekko brwi. Przekrzywiła nieco głowę. – Fayne butu – uniosła go góry kciuk, szczerząc się wesoło.

    OdpowiedzUsuń
  64. Nie umiała go nazwać w żaden inny sposób. Człowiekiem na pewno nie był, skoro bawiło go zabijanie innych i to w dość drastyczny sposób, którego wcale nie miała zamiaru oglądać.
    Jego ostrzegawczych spojrzeń zwyczajnie nie zauważyła, najpierw zajęta mężczyzną, a potem sama sobą.
    - Kriszno, jaki wstyd, tak się cała w krwi ubabrać - powiedziała nieco zrozpaczonym głosem, obserwując swoje czerwone od krwi ubranie. Mimo wszystko nadal była tylko kobietą i przywiązywała ogromną wagę do tego jak wygląda.
    Słysząc słowa mężczyzny odwróciła w jego stronę nieco zdziwiony wzrok.
    - Niby dlaczego? Od jego jęków bolały mnie uszy, nie mogłam już tego słuchać - wytłumaczyła swobodnie, przykładając prawą dłoń do jedynego słyszącego ucha w wymownym geście.

    OdpowiedzUsuń
  65. Zwyczajnie nie widziała powodu dla którego miałaby mu się tłumaczyć. Pojęcie wolności było dla niej niezwykle ważne, jeśli czegoś chciała zwyczajnie to robiła i irytowało ją, kiedy ktoś twierdził, że czegoś zrobić nie może, albo nie powinna. Pod tym względem była jak pięcioletnie dziecko. Ale teraz była spokojna, właściwie pretensje mężczyzny były dla niej zabawne, szczególnie, że kompletnie nieuzasadnione.
    - Zawsze robię to co chcę. - odparła, nadal z nieszczęśliwą miną spoglądając na poplamione ubranie.
    - A jeżeli wściekasz się o coś takiego, to zwyczajnie nie mamy o czym rozmawiać. Tylko będziemy sobie wchodzić w drogę na każdym kroku - powiedziała, wzruszając przy tym lekko ramionami, bo nie widziała sensu dalszej dyskusji. Podniosła z ziemi płaszcz, który wcześniej tam zostawiła i otrzepawszy go z kurzu, narzuciła na zmarznięte ramiona.

    OdpowiedzUsuń
  66. Lukrecjowe żelki były słodyczami dla upartych; dopiero gdzieś po piątym, dziesiątym, a może nawet pięćdziesiątym razie próbowania ich, zaczynały smakować. W każdym razie nie miałaby mu za złe, gdyby wydał z siebie dźwięk oznaczający zdegustowanie, czy nawet głośno wyraził swoją opinię na ten temat. Nie poznała jeszcze istoty, która by lubiła ten przysmak.
    Zaczęła wymachiwać bosymi stopami. Jadła bardzo szybko, wręcz łapczywie, niczym wygłodniały pies. Zawsze tak jadła. Ale za to spożywała bardzo niewiele, więc jeden płatek zupełnie jej wystarczył. Nie przeoczyła drobnego skrzywienia, które nawiedziło jego twarz, toteż zanim zbliżyła się, dorwała jeszcze dwie truskawkowe gumy rozpuszczalne, aby zapach mu nie przeszkadzał. Jedną wsadziła sobie do ust, a drugą podała mężczyźnie, kiedy już przypełzła obok niego. Następnie oddaliła się o jakieś pół metra i również rozłożyła na trawie na plecach. Zgięła nogi w kolanach i przyciągnęła je do klatki piersiowej, znowu wymachując stopami.
    – Co lubisz? – zapytała po chwili, czemu towarzyszył chrzęst kości. Miała tendencję do "strzelania" palcami..

    OdpowiedzUsuń
  67. Przysłuchiwała się mu z zaciekawieniem.
    – Wymieniaj. Wszystkie – te słowa zabrzmiały jakoś tak niezwykle cicho, łagodnie, ale i przyjaźnie zarazem, jakby wypowiedziała całe zdanie składające się z prośby, perswazji, zdrobnień i wszystkich tych innych potrzebnych rzeczy.
    Złączyła kciuk i palec wskazujący, przez co utworzyły jakby małe "o" i zaczęła się przez ten wytwór przyglądać niebu. Nagle podniosła się do siadu, odwróciła się w kierunku mężczyzny i zerknęła na niego przez palce, przekrzywiając głowę to w lewo, to w prawo. Gwałtownie klapnęła na brzuch, nie przestając patrzeć na niego z ciekawością, jak dziecko, które koniecznie musi widzieć każdy, nawet najmniejszy ruch swojego rozmówcy.

    OdpowiedzUsuń
  68. -Ciastko z niespodzianką?- podchwyciła Xan. Sama miała ochotę się roześmiać. Widziała miny kilku klientów cukierni doktora Mengele, jedni wyglądali na zadowolonych, inni byli raczej osłupieni czy wręcz przerażeni. W zasadzie nie miałaby nic przeciwko, chociaż, gdyby z jej babeczki po odłamaniu kawałka wyleciał rój much, poczułaby co najmniej lekki niesmak.
    -Bardzo chętnie, byle nie było żadnych insektów, kijanek i innych pełzających stworzeń w cieście. Dobry smak i przyzwoitość mają swoje granice.
    Chwyciła jego dłoń i zeszła z ławki, tym razem powoli i z gracją. Tak, to też potrafiła, chociaż częściej poruszała biegnąc, skacząc albo, jakby mimowolnie, skradając.
    Położyła rękę na klamce, z drugiej wciąż nie wypuszczając dłoni Dinistro. Czuła pulsowanie krwi w jego tętnicach i ciepło ciała.
    -Kupowałeś już tu kiedyś?

    OdpowiedzUsuń
  69. -Nazywam się Stormy- odpowiedziała.- Zaczekaj tu, przyniosę wodę.
    Wyszła zostawiając mu otwarte drzwi. Przyłożyła dłoń do innego prostokątnego panelu obok drzwi na przeciwko i weszła do środka. Wyciągnęła szklankę i napełniając ją, przez chwilę wpatrywała się jak woda przelewa się z kryształowego dzbanka. Napełniona prawie do końca oceniona została pozytywnie, a wychodząc zabrała także krzesło- nie chciała by jej gość i chwilowo pacjent siedział na podłodze- i apteczkę na ekstremalnie głębokie rany. Zobaczyła leżącego obok niej orła. Dopiero teraz zorientowała się, że chciał jej powiedzieć z jakiej jest organizacji.
    -Wróciłam- powiedziała i podała mu szklankę. Krzesło postawiła przy ścianie.- Usiądź.
    Widząc, że bandaż przesiąkł krwią zaczęła owijać go czystym.
    -Jesteś z T.A.P.N.-u, prawda? Miło mi poznać kogoś z tej samej organizacji co ja.
    Wiedziała, że będzie musiała odwinąć opatrunek nawet jeśli krew nie zakrzepnie i zabezpieczyć tym co przygotowała.

    OdpowiedzUsuń
  70. - Ależ my mamy dużo czasu! Cały dzień - uniosła się energicznie na łokciach, a w głosie zadźwięczało przekonanie. Zamilkła jednak na moment, zastanawiając się nas jego słowami. Skoro nie miał ochoty opowiadać, nie chciała być natrętna, ale jedno ją zaintrygowało. - Przestraszyłabym? Więc lubisz rzeczy, które powszechnie są uznawane za straszne? Krew, ból, gotyckie katedry o zmroku, ciszę, ciemność, rozpadające się domy z zeszłej epoki, trucizny, nieprzebyte gąszcze, krępowanie sznurem, potłuczone lustra, zakrwawione ostrza, krzyk, płacz, szatańskie uśmiechy i maski bez wyrazu?
    Skubała trawę, co jakiś czas przygryzając źdźbło. Wiatr mierzwił jej czerwone kosmyki. Chociaż nie uśmiechała się wprost, kąciki ust lekko drgały ku górze, a oczy błyszczały radośnie.

    OdpowiedzUsuń
  71. Xan rozejrzała się, chłonąc wszystko zachwyconym wzrokiem, mając nieodparte wrażenie, że od unoszącej się w powietrzu mieszaniny zapachów zaraz zakręci jej się w głowie. A gdzieś wśród całej tej słodyczy błąkała się jakaś gorzka nuta, to, co właściciel kramu ukrywał pod powłokami lukru i czekolady.
    Dziewczyna przyjmowała obojętnie jej obecność, błądząc wśród stoisk, niektórym poświęcając nieco więcej uwagi. Przez chwilę podziwiała piernikowy zamek ozdobiony kolorowym lukrem, potem odwróciła się w stronę lady, gdzie na blachach leżały świeżo wypieczone kruche ciasteczka, przyprószone jakimś drobnym ciemnym proszkiem. Ponad nimi unosiła się podejrzanie fioletowa para.
    Xan wydało się, że właściciel cukierni zachęca ją niemal niedostrzegalnym gestem, ale równie dobrze mogło to być tylko złudzeniem.
    Dziewczyna poszukała wzrokiem Dinistrio, chyba tylko po to, aby stwierdzić, że w mężczyźnie właśnie obudził się chłopiec, któremu na jawie dano zasmakować wyśnionego raju.
    Z cichym westchnieniem prześlizgnęła się pomiędzy stoiskami do miejsca, skąd mogła wziąć papierową torbę na wypieki. Minęła przy okazji kilkuletnią dziewczynkę, odruchowo pogładziła ją po włosach, a kiedy mała odwróciła się, żeby podziękować jej uśmiechem, Xan mogła zobaczyć, że twarz dziecka przypomina maskę z częściowo stopionych ze sobą szklanych igiełek. Pod wpływem spojrzenia Xan ukryła ręce za plecami, ale dziewczyna i tak zdążyła zauważyć czekoladowe kulki, które pobrudziły jej palce.
    -Lepiej uważaj- ostrzegła ją Xan serdecznym tonem -Co za dużo to niezdrowo.
    Chwyciła papierową torbę i wróciła do stoiska z ciastkami. Fioletowy dym był już mniej wyraźny, ale w powietrzu unosił się mdły zapach migdałów.
    Cyjanek? zaczęła się zastanawiać, pakując ciastka do torby, czując na plecach baczne spojrzenie doktora Mengele.

    [Jak to piszę, to w głowie mam tak surrealistyczną wizję, aż z trudem powstrzymuję śmiech.]

    OdpowiedzUsuń
  72. Skrzywiła się widząc jak próbuje sobie poradzić z raną. Znała lepsze metody niż szycie, ale wiedziała, że nie będzie chciał by mu pomagała. Bez słowa otworzyła apteczkę. Podeszła do rannego i niby chcąc podać mu środek umiejętnie wbiła mu w ramię strzykawkę przytrzymując go przez chwilę.
    -Przepraszam, musiałam.
    Natychmiast zdrętwiał. Zasnął nim zdążył się odezwać.
    Spojrzała na miejsce zabiegu. Wyglądało gorzej niż poprzednio. Oczyściła je z zakrzepłej krwi i resztek materiału. Zdezynfekowała ranę i wyciągnęła niepozorne pudełko mieszczące się na jej dwóch złączonych dłoniach. Otworzyło się z charakterystycznym pstryknięciem. W środku znajdowała się galaretowata substancja. Wyglądała trochę jak... żelek? Było ich tam kilka, jeden pas na drugim. Wyciągnęła pierwszy od góry i położyła na odkażone miejsce. Galaretka zaczęła się sama zapadać i po chwili wypełniła całą dziurę po harpunie. Dzięki temu nie tylko nie będzie już krwawił i rana się nie zabrudzi, ale i po zrośnięciu nie zostanie mu wklęsła blizna. Po kilku minutach żelek stwardniał. A Dinistrio obudzi się już niedługo. Środek jaki mu podała działał natychmiastowo, ale równie szybko przestawał działać. Nie będzie zdziwiona jeśli będzie miał jej za złe to uśpienie. Trudno. Chciała dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  73. Powoli pokiwała głową ze zrozumieniem, ale miała nadzieje, że reszta czasu nie upłynie pod znakiem zamartwiania się końcem nocy. Chociaż patrząc na niego, nie sądziła, że jest masochistą. W każdym razie nie aż takim. Była ciekawa, co miał na myśli, mówiąc: "kiedyś ci to udowodnię". Wsunęła dłonie pod brodę, obserwując rosnącą trawę.
    – Lubię... wstążki. Dźwięk tłuczonego szkła. Wodę. Zimny wiatr. Kamienie nocy kairu. Deszcz. Dużo rzeczy – odparła w podobny sposób, a na jej ustach zaigrał mglisty uśmiech. Spojrzała w kierunku, w którym zwrócona była jego głowa. – Co tam jest?
    Próbując przewidzieć jego reakcję, wyobrażała sobie zdziwienie malujące się na jego twarzy. Inne istoty uznawały wręcz za niesamowity fakt, że tak bardzo nie znała terenu, w którym się obracała. Czasami nawet pytano ją, czy wie, który to Gamma.

    OdpowiedzUsuń
  74. [Nie tylko dla Twojej postaci ten makijaż jest za mocny.]

    Położyła się w tym czasie tylko na chwilkę. Wystarczyło, żeby zasnęła. Zbudził ją czyjś dotyk. Co on robił? Dotarło to do niej niedługo po zadaniu sobie tego pytania. Trochę zdziwiona, że zamiast ją zabić za uśpienie bez zgody zmywa jej makijaż.
    -Po co to robisz?
    Odsunęła się od niego. Trochę za późno, bo była już pozbawiona cieni.
    -Chciałeś zobaczyć mnie bez tapety z jakiegoś konkretnego powodu czy na siłę udowadniasz, że jesteś zwolennikiem naturalnego piękna?

    OdpowiedzUsuń
  75. Zastanawiała się przez dłuższy moment, ale nie nad odpowiedzią na pytanie. To było dla niej oczywiste. Była prawie pewna, że wcale nie chodziło o ten strach, który odczuwa się przy oglądaniu na przykład tych blado trupich masek bez żadnej emocji, nawet szyderczego uśmiechu, które faktycznie zdają się kpić w jakiś niesprecyzowany sposób. Tam czekało coś znacznie głębszego, gorszego.
    Zmiany. Wsunęła do ust kciuk i przygryzła go mocno. Jak wiele niosło ze sobą to słowo... Żyła bez nich tak długo, że już nawet nie była pewna, czy coś w jej egzystencji faktycznie może ruszyć.
    – Tak – stwierdziła z takim spokojem, jakby odpowiadała, czy jadła już obiad. Podciągnęła pod siebie nogi i zrywając jeszcze jedno ździebełko, podniosła się do pionu. – Chodźmy.

    OdpowiedzUsuń
  76. [Też tak myślałam, ale wtedy nie zdążyłby zmyć całego. Trochę musiałam zmienić.]

    -Rozumiem. Czyli nie warto znów go wykonywać, bo przy najbliższej okazji znowu mi go zmyjesz...- westchnęła.
    Nie miała do niego pretensji tylko dlatego, że jej samej jej się upiekło gdy sobie pozwoliła na wstrzyknięcie mu czegoś podobnego do oksazepamu. Dla niej było to wyrównaniem rachunków, ale on sam uzasadnił swoje zachowanie tym, że tak według jego gustu jest jej ładniej bez pomalowanych powiek.
    -Dobrze się już czujesz?

    OdpowiedzUsuń
  77. -Ja mogłabym sama... -zaczęła dziewczyna niepewnie, ale umilkła. Wyśmienity humor Czterdzieści Cztery, z każdą chwilą coraz mniej zrozumiały, trochę ja niepokoił. Nie próbowała w żaden sposób zapobiec temu, że mężczyzna dosłownie wydarł jej torbę z rąk.
    Widziała jego wypchane kieszenie, owszem. Nie wydawało jej się to zbyt podejrzane o tyle, że byli w końcu w sklepie i mogli wyjść obładowani różnymi specjałami, co było normalne.
    -Wy z właścicielem się znacie?
    Nie wiadomo, czy było to pytanie czy bardziej stwierdzenie. Xan wygłosiła je spokojnym tonem, nie próbując nawet wyciągać z Dinistrio powodów, dla których musieli odbywać swoja rozmowę na zapleczu, z dala od ludzkich i nieludzkich oczu. Zawsze można było zgonić winę na tłum i gwar, to nie sprzyjało spokojnym pogawędkom.
    -I dokąd mamy teraz pójść?

    OdpowiedzUsuń
  78. Xan przymknęła oczy. Dokąd mieli bliżej? Las Metryczny czy może labirynt invokato?
    Próbowała wyobrazić sobie mapę wiszącą w gabinecie Rothena, ale z marnym skutkiem. W wyobraźni pojawiał jej się obraz kolorowych szpilek, sznurków, kartek i innych oznaczeń, które umieścili na mapie jeszcze poprzedni właściciele tego gabinetu. Wśród tego wszystkiego właściwa treść zdawała się ginąć.
    -Czy Las Metryczny leży na drodze, którą potem będziesz musiał wracać do siebie? -spytała w końcu trochę zrezygnowanym tonem. Świadomość, że nie potrafi przypomnieć sobie głupiej mapy trochę ja irytowała.
    Wzięła torbę z rąk mężczyzny, niecierpliwym ruchem wyję jedno z ciastek i ugryzła. Poczuła smak jagód, czegoś, co mogło, ale nie musiało być cyjankiem, czegoś słodkiego i najprawdopodobniej odrobiny wanilii. Reszty składników, poza tak oczywistymi, jak mąka, jajka i cukier, raczej nie mogła być pewna.
    Zdała sobie sprawę, że nawet nie wie, dokąd zmierzał Dinistrio, kiedy plany pokrzyżowało mu to nieoczekiwane spotkanie, obawiała się, że to właśnie jedno z tych pytań, których dla własnego dobra nie powinna mu zadawać.

    OdpowiedzUsuń
  79. -Dobranoc- odpowiedziała.
    Zgasiła światło (czy może raczej sufit?) i ponownie zasnęła.
    Nie pamięta co jej się śniło. Wiedziała tylko, że nie warto sobie przypominać. Na pewno dopadł ją Legion i znów coś od niej chciał.
    Dinistrio jeszcze spał w swojej nietypowej pozycji. Wyglądał jak dziecko w mundurku szkolnym za karę siedzącym pod ścianą. W tym czasie złożyła kołdrę i pobiegła do łazienki. Odpuściła z poprawianiem makijażu, a nawet z układaniem fryzury. Rozpuściła je. Oszczędziła dzięki temu trochę czasu. Ograniczyła się do niezbędnych czynności.
    Gdy wróciła blondyn już wstał.
    -Dzień dobry- przywitała się.

    OdpowiedzUsuń
  80. Nie chciała go dłużej więzić. Sądząc po jego wyrazie twarzy również myślał tylko o oddaleniu się stąd jak najszybciej.
    -Wstawaj, opuszczamy Piętnastkę- nie brzmiało to jak rozkaz, bardziej jak coś co sama chce zrobić i proponuje mu to samo.

    ***

    Drzwi zasunęły się, podobnie jak pierwsza pokrywa- kamuflaż. Zupełnie zapomniała o jedzeniu, jak to rano bywa. Poszła naturalnie na przód. Ale on niczego nie widział. Nie tego, co widziała Stormy.
    Pustka. Biała pustka. Szła, nie wiedząc po czym. Jakby biały niewidzialny most, korytarz. Towarzyszył jej tylko własny cień i wyczuwała gdzieś obecność zamaskowanego mężczyzny ubranego na biało. Legion. Pół przyjaciel, pół wróg.
    -Czego chcesz tym razem?- pomyślała, ale to wystarczyło by ją słyszał.
    -Czyżbyś zapomniała o co prosiłem dziś w nocy?- usłyszała w głowie.
    -Już zapomniałam co mi się śniło- skłamała. Przypomniał jej się już podczas pobytu w łazience.
    -Kłamiesz. Znam twoje myśli. Miałaś...
    Nie usłyszała dalej. Biel ją oślepiła. Poczuła w głowie ból i dotknęła ręką czegoś zimnego.

    Zobaczyła, że leży w śniegu i najprawdopodobniej uderzyła się o drzewo. Pewnie Legion teraz pękał ze śmiechu, ale więcej się nie odezwał. Wstała i odwróciła w stronę Dinistria, by sprawdzić czy podobnie dobrze się bawi.

    OdpowiedzUsuń
  81. To prawda, dosyć długo u niej przebywał. Nie miała mu tego za złe. Przynajmniej była przez jakiś czas z kimś. Trafił akurat na okres, w którym odczuwała potrzebę posiadania towarzystwa. Nie mogła się jednak powstrzymać przed komentarzem.
    -Jeśli masz na myśli, że jestem zajęta wpadaniem na różne przedmioty, to tak.

    OdpowiedzUsuń
  82. O dziwo na jej twarzy nie widniał nawet cień obawy, jakby chodziła tam codziennie i była prawie znudzona tymi wizytami.
    – Absolutnie – wypluła to obrzydliwe słowo bez najmniejszego skrzywienia, jak kwaśną, żółtawą ślinę, która przyjmuje te właściwości po wypaleniu papierosa. Niektórym wyrazom po prostu trzeba pozwolić stać się archaizmami.
    Gdyby to usłyszała, roześmiałaby się cicho. Pomiesza się jej w głowie, interesująca koncepcja, zwłaszcza że Jade była przekonana, iż jest z nią wszystko w porządku. Do tej pory nie rozumiała, dlaczego musi tkwić tutaj, usychać i więdnąć, bez szansy na cokolwiek. Teraz miała tylko zwykłe nic i w sumie się już nawet do swojego nicu przyzwyczaiła. Do zimnych nocy, białych poranków, bladych twarzy, trzasku pękającego sznura, mętnych głosów, pustych oczu i histerycznego śmiechu. Właściwie już nawet nie chciała zrozumieć, przywykła do obecnego stanu, zapominając nawet o końcu czającym się gdzieś za rogiem.
    Nie żeby ucieszyła się na tą sugestię, podobny sznur miała w kieszeni, a na kostkach i nadgarstkach widniały niewidoczne już prawie ślady od stosowania właśnie takich środków zapobiegawczych.
    – Dobrze – powtórzyła jednak, kiwając głową z przekonaniem. Mimo wszystko miała problem z przyjęciem do wiadomości, że naprawdę przejmował się, iż może jej się coś stać. Znała "troskę tylko z obowiązku", a przecież dbanie o jej bezpieczeństwo nie należało do rzeczy, które musiał robić. Poczuła się nieco dziwnie.
    Nie miała paska, ale sznur był na tyle długi, że mogła przywiązać go do nadgarstka i niczemu to nie przeszkadzało. Za pomocą prawej ręki i ust, a raczej zębów, zacisnęła pętlę na lewym nadgarstku.

    OdpowiedzUsuń
  83. [Przepraszam za zwłokę, ale zaliczenia i takie tam. Hm, chyba muszę też przeprosić za treść. Mam nadzieję, że poziom nonsensu jest do wytrzymania. Wątek będzie oczywiście zmierzał do uwolnienia się.]

    Ze wszystkich miejsc na świecie najbardziej nienawidził Ispilu. Mogło się tam zdarzyć dosłownie wszystko, a Red nie cierpiał niespodzianek. Lubił wiedzieć na czym stoi. Jednak nie miał czasu na marudzenie. Wzywała go praca. W zachodniej części Ispilu zaczęli znikać Podróżnicy wysłani przez Towarzystwo. Red miał za zadanie odnaleźć źródło problemu i odpowiednio się nim zająć. Drogę do domniemanego celu, prawdopodobnego miejsca zaginięć, wskazywała mu mapa. I to nie byle jaka. Dostał ją od swojego przełożonego. Nie pokazywała ona krain, ale po prostu samą trasę. Zmieniała się ona wraz z przebytymi kilometrami. Kres podróży oznaczony był złotą chorągiewką. Całe szczęście, że Red już ją mógł zobaczyć. Podróżował przez całe trzy dni, nie mając bladego pojęcia, kiedy ta cholerna chorągiewka raczy się pokazać. Teraz wreszcie mógł już zobaczyć koniec. Znacznie podniosło go to na duchu. Musiał przyznać, że im bliżej znajdował się celu, tym dziwniejsze stawało się otoczenie wokół niego. Jego koń, zawsze uważał, że to jedyny słuszny środek lokomocji, stąpał właśnie po niebieskiej trawie. Jakby tego było mało, otaczały ich gęsto rosnące, kilkumetrowe drzewa z różową korą i liśćmi równie niebieskimi jak trawa. Krótko mówiąc, bardziej psychodelicznie nie mogło być. Do tego w pobliżu nie widział żadnych gór, czy jakichkolwiek innych wzniesień. Teren był kompletnie płaski. Starał się tym teraz nie przejmować. Mapa pokazywała mu, że dojechał właśnie do celu. Sam nie wiedział, czego się dokładnie spodziewał. Jednak liczył, że cokolwiek oprócz tej pieprzonej chorągiewki da mu znać, że znajdował się we właściwym miejscu. Nic takiego nie widział. Żadnych śladów domniemanych porwań. Żadnego ciała. Nic, po prostu nic. Trafił w ślepy zaułek. Za cholerę nie wiedział, co dalej robić. I patrząc w przyszłość, zdecydowanie wolałby, żeby tak zostało. Ispilum miało to do siebie, że działy się tutaj rzeczy najmniej prawdopodobne, których nawet nie byłbyś w stanie sobie wyobrazić. Tak było i tym razem. Zza drzew z dokładnie nieokreślonego miejsca, wyskoczyły setki w pełni uzbrojonych białych królików. Mierzyły około metra i miały na sobie pełne blaszane uzbrojenie na wzór tych posiadanych dawniej przez ziemskich średniowiecznych rycerzy. Do tego u pasa nosiły miecze, odpowiednio dobrane do ich rozmiarów. Red za cholerę nie miał pojęcia, co się właśnie dzieje i usilnie starał się to jakoś w swoim biednym mózgu poukładać. Dlatego też przez długi okres czasu po prostu bezmyślnie stał i gapił się na okrążającą go armię. Udało mu się jednak jakoś otrząsnąć i wyciągnął swój rewolwer. Ostrzeliwał najbliżej siebie stojące króliki. Było ich jednak za dużo. Krąg wokół niego powoli się zawężał, aż wreszcie któryś z królików wspiął się na ramiona jednego ze swoich kolegów i rękojeścią uderzył Reda w tył głowy, pozbawiając go w ten sposób przytomności.
    ***
    Odzyskał przytomność dopiero w celi. Ciemniej, brudnej, widocznej tylko dzięki światłu lampy gazowej zza krat. Odkrył, że ma w niej współtowarzysza. Mężczyznę. Światło było za słabe, żeby dostrzec jego twarz i określić wiek, jednak dało się zobaczyć, że ma na sobie mundur T.A.P.N. Cholera. Redowi ani trochę się to nie podobało. Mimo wszystko cieszył się, że nie wymagano u niego munduru z Towarzystwa. Dzięki temu nie musiał od razu zaczynać znajomości z nieznajomym od wzajemnej nienawiści. Red postanowił się do niego odezwać, mówiąc to, co mu najbardziej ciążyło:
    - Czy ciebie też...- wziął wdech, wcale nie tak łatwo było o tym mówić - króliki...? - Fakt, że pojmało go stado białych królików stał się największym upokorzeniem w jego całym życiu. Dlatego też nie był w stanie dokończyć swojej wypowiedzi. Miał jednak nadzieję, że mężczyzna go zrozumie.

    OdpowiedzUsuń
  84. Spuściła wzrok, zaciskając usta, jednak nic nie powiedziała.
    Świadomość, że zaraz będzie mogła zobaczyć rzeczy skryte w najgłębszych zakątkach umysłu albo te w ogóle nieistniejące, dziwne, prawdziwie przerażające wyzwalała to drobne podniecenie przed nieznanym. Być może nie miało to być przyjemnego, ale ryzyko nadawało wszystkiemu jeszcze ciekawszy wydźwięk. Widząc jego tępo i energiczne ruchy zakładała, że odczuwał coś podobnego. Uśmiechnęła się blado na jego słowa. To wszystko zdawało się nieco irracjonalne. Tak nagle, tak niespodziewanie mogło się zmienić tak wiele. Przymknęła oczy, czując podmuch wiatru, jak ostatni głęboki wdech przez czymś niezwykle ważnym.
    – Niestety nie znam żadnej Ariadny...
    Z każdym kolejnym zakrętem rosło napięcie. A jednak labirynt pozostawał nieugięty, jakby próbował doprowadzić ich do granicy, kiedy zechcą powiedzieć "Tu nie ma nic ciekawego, wracajmy" i dopiero wtedy pokazać najczarniejsze wizje bytu, który w teraźniejszości przeplatał się z przeszłością i rzucał długie cienie na przyszłość.
    Nagle zmarszczyła lekko nos. Poczuła podmuch wiatru, ale tym razem był ciepły, nawet bardzo. Jakby stała blisko ogniska.
    Zauważyła, że wokół panowała niezwykła cisza. W pewnym momencie zaczęła nawet chodzić nieco głośniej, ale dźwięk zdawał się być pochłaniany. Uniosła lekko brew, uśmiechając się niedostrzegalnie. Zerknęła na mężczyznę.

    OdpowiedzUsuń
  85. Xan zaśmiała się nerwowo i wskoczyła na grzbiet zwierzęcia. Zajęła miejsce za Dinistrio, jedną ręką objęła go w pasie. Miała nadzieję, że, podobnie jak jej, mężczyźnie ta fizyczna bliskość nie będzie przeszkadzać.
    -Widzę, że ktoś tu jest na bakier z ogólnie przyjętymi -regułami -stwierdziła z rozbawieniem. Nie było to dla niej zaskoczeniem, miała podejrzenia, a one potwierdzały się z każdą chwilą. I, w zasadzie, chwilowo Xan nie miała nic przeciwko.
    Drugą, wolną ręką pogładziła białe futro zwierzaka. Tak, w pewnym sensie latających lisów nie znała, a przynajmniej nie pamiętała, czy widziała je w życiu przed uwięzieniem.
    -One mają skłonność do wycinania ludziom głupich numerów? -spytała, nadal nie przestając się uśmiechać -Na przykład zrzucają ich z grzbietu, kiedy ci najmniej się tego spodziewają?
    W jej oczach pojawił się figlarny błysk. Wyśmienity humor mężczyzny udzielał jej się coraz bardziej, ogarnęła ją chęć przeżycia czegoś nowego.
    -Jakby co, jestem gotowa.

    OdpowiedzUsuń
  86. Raz on naciskał klamkę, raz ona wybierała zakręt. Ciężko jednak było stwierdzić, czy ich decyzje są zgrane, czy wszystko działo się tylko pod wpływem przypadku. Zdawało się, że w dziele szaleńca nie może istnieć żadna logika, a przynajmniej nie w ogólnie rozumianym pojęciu. Cały czas odnsiła wrażenie, że trzeba się czymś kierować, może małym szczegółem, a może rzeczą widoczną jak na dłoni. Od ich wyboru zależało to, gdzie trafią i z czym przyjdzie im się zmierzyć. Wszystko jednak ustawicznie komplikowało się jeszcze bardziej; odgłos ciężkich kroków, nagle tak wyraźny, że aż kolący w uszy, coraz więcej opcji i coraz mniej czasu, wyższość instynktu nad rozumem, natłok myśli od którego zaczynała boleć głowa, adrenalina przyćmiewająca rozsądek. A może tak naprawdę goniła ich mysz? Cokolwiek to było, ciarki na plecach zdawały się być wywoływane przez oddech tego stworzenia, jej własny również stawał się ciężki i urwany, łydki powoli zaczynały niemiłosiernie płonąć bólem. Dobitnie dotarło do niej, że nie może już ufać zmysłom.
    Znowu natrafili na parę drzwi. Widziała, jak mężczyzna bardzo powoli wyciągnął dłoń w kierunku klamki i chciała krzyknąć, żeby się pośpieszył, kiedy zrozumiała, iż to wszystko tylko złudzenie, tak samo jak dziwnie powiększony obraz. Kiedy wróciło do normy, z zupełnie nieokreślonej przyczyny, gwałtownie i stanowczo chwyciła jego dłoń, zanim dotknęła klamki. Przez pierwsze sekundy sama nie rozumiała, co nią kierowało, dopóki kiedy poczuła ciepło bijące od klamki, zrozumiała. Musiała być tak gorąca, że pewnie nawet rękawiczki nie ochroniłyby jego dłoni.
    Machnięciem ręki wskazała na zaciemniony korytarz, który dostrzegła przypadkiem. Czyżby zawsze tak było? Niby stali przed dwiema opcjami, ale gdyby rozejrzeli się dokładniej, mogli ich dostrzec znacznie więcej. Okazywało się, że wszystko było jeszcze bardziej poplątane.
    W końcu dotarli do długiego, ciemnego korytarza. Na końcu znalazły się nieśmiertelne drzwi. Spojrzała na mężczyznę, jakby tylko dla potwierdzenia wszystkiego. Nie mieli wyjścia. Niby nie ślepa uliczka, ale tak się właśnie czuła. O odwrocie nie było mowy.

    OdpowiedzUsuń
  87. Xan nie zdążyła nawet krzyknąć ze zdumienia. Wszystko stało się zbyt szybko. W jednej chwili siedziała na grzbiecie zwierzaka, niczego nie podejrzewając, zaraz potem spadała. Kiedy Dinistrio znów umożliwił jej powrót do poprzedniej pozycji, cicho westchnęła.
    -Do diabła, Czterdzieści Cztery, zrobiłeś to specjalnie?!
    To było pytanie bardziej retoryczne, odpowiedzi była właściwie pewna.
    Nie była na niego tak bardzo zła, jak chciała, żeby to wyglądało. Z drugiej strony takie żarty bez ostrzeżenia mogły być trochę irytujące.
    -Psychopata i sadysta -mruknęła pod nosem. Spróbowała owinąć końcówkę ogona wokół jego szyi i powoli zaciskając, okazać niezadowolenie z tego, co zrobił, ale nie dosięgała. To też było trochę irytujące, a pozornie proste rozwiązanie, jak na przykład wydłużenie ogona, jakoś nie przyszło jej do głowy.
    Mocniej chwyciła talię mężczyzny i futro lisa. Wolała się przygotować na kolejne podobne numery. Jednocześnie spróbowała się odprężyć i czerpać przyjemność z tej szalonej podniebnej jazdy.

    OdpowiedzUsuń
  88. Dziewczyna zaczęła się śmiać. To jej się spodobało, wyczuwała, że potężny biały zwierzak ma swój charakterek i osobowość.
    Mijali chmury w niesamowitym tempie, niebo wirowało wokół nich jak w psychodelicznej wizji, to przybliżając obłoki, to oddalając.
    -No, nieźle -mruknęła pod adresem lisa, poklepując jego bok. Zaraz znowu zwróciła się do Dinistrio.
    -On ma jakieś imię?
    Nie była pewna, jak bardzo rozumne jest to stworzenie, ale kiedy do niego mówiła, wolała nie nazywać go po prostu "lisem". Z własnych doświadczeń przypuszczała, że lis może być tym faktem podobnie rozdrażniony, jak ona, kiedy Rothen uparcie zapominał jej imienia i używał kodu, który jej nadał.

    OdpowiedzUsuń
  89. [Spotkać mnie można... Hmm... Dosłownie wszędzie. Chociażby na uboczu drogi wystawiającego teatrzyk dla dzieci. No to wychodzi na to, że jak mnie za pierwszym razem wyproszą, to ze zbolałą miną założę ten mundur. A o do ukrywania się w marionetkach chodzi o to, że powiększam je do rozmiarów potrzebnych i wchodzę do pustego środka. Marionetki, których zwykle używam do tego są na tyle zmechanizowane, że da się nimi poruszać. I to by było chyba na tyle w wyjaśnianiu tej "umiejętności" :)]

    OdpowiedzUsuń
  90. Z racji tego, że ostatnimi dniami nie miał zbyt dużo obowiązków, stał na uboczu drogi rozkładając scenę dla małego teatrzyku. Dzieci, jakby zdając sobie sprawę z tego, co się będzie działo, zbierały się wokół niego. Uśmiechał się pod nosem i dalej skręcał potrzebne elementy. Kątem oka zauważył dziewczynkę która raczej już nie wróci do domu. Ostatnio zniszczył jedną z lalek, więc kolejna bardzo mu się przyda. W końcu zrobił co musiał i zaczął przedstawienie. Coś odpowiedniego dla dzieci - rzecz jasna. I oczywiście z happy endem. Już miał kończyć przedstawienie i "przejąć" dziecko, kiedy zauważył postać dorosłego mężczyzny. Zaklął cicho pod nosem, na co dzieci zareagowały śmiechem i na siłę przedłużał przedstawienie w taki sposób, żeby zanudzić tego osobnika.

    OdpowiedzUsuń
  91. Nie. To nie mogło być nic ostatecznego w stylu przepaści. Jeżeli faktycznie zapuszczanie się w głąb labiryntu było rzadkim zjawiskiem, musiał on wykorzystywać swoje ofiary maksymalnie. Co to za zabawa, od razu ogolić kogoś na łyso, zamiast wyrywać po jednym włosku?
    – Bliżej niesprecyzowane – stwierdziła oczywistość, istotnie marnując czas, a przy okazji dając sobie sekundę na zastanowienie. – Prawdopodobnie... mogą próbować szukać kogoś, kto okaże się równie potężny. Zagrać może każdy, ale nie każdy się decyduje, będąc świadom swojej niższości. A skoro ich jednym problemem jest śmierć, od tej próby się zaczyna, jak sądzę. Jeżeli ktoś potrafi pokonać tą jedną ich słabostkę, jest godnym przeciwnikiem. Zapewne dopiero potem rozpoczyna się zabawa...
    Przekrzywiła delikatnie głowę, w końcu unosząc wzrok z podłogi na jego twarz. Zaiste, szatański uśmiech.
    – Czas przybliża do śmierci, stąd ten pośpiech – przesunęła wzrokiem po drzwiach. – A to, co wydaje się końcem, w rzeczywistości jest dopiero początkiem, czy tak?

    OdpowiedzUsuń
  92. Gdyby wzrok mógł zabijać, mężczyzna, który właśnie z hukiem wleciał w teatrzyk Nicolasa z pewnością by nie żył. Na szczęście zdążył chociaż ocalić marionetki.
    - Wybaczcie dzieci, na dzisiaj koniec przedstawienia. zwrócił się do nich z ciepłym uśmiechem i tylko delikatnie nacisnął na ich umysły, żeby już sobie poszły.
    Po chwili odwrócił się do chichoczącego mężczyzny. Bez słowa wyciągnął z torby Kelly, lalkę typowo bojową. Co za tym idzie, oczywiście powiększył ją do swoich rozmiarów.
    - Sam zapłacisz za szkody, czy ta miła pani ma ci w tym pomóc? - w tym momencie ręce lalki wsunęły się w ciało i zastąpiły je ostrza.
    On, czekając, uśmiechał się sztucznie.

    OdpowiedzUsuń
  93. -Ciekawe -mruknęła Xan, zsuwając się z lisiego grzbietu na polanę -Zaiste ciekawe... Może mógłbyś mi wytłumaczyć, dlaczego czasami jest posłuszny wszystkim twoim gestom, a czasami wymyka się spod kontroli? To jego charakter czy może jednak coś innego?
    Uśmiechała się trochę nieprzyjemnie, chociaż w tym momencie perspektywa uduszenia Dinistrio gołymi rękami nie kusiła tak silnie jak wcześniej.
    Zbliżyła się do filiżanki, delikatnie postukała palcem w jej brzeg. Chociaż kilka razy bywała w Lesie Metrycznym, raczej nie docierała do tego miejsca.
    Kierowana nagłym impulsem, zrzuciła z siebie ubranie i jednym susem znalazła się na skraju ogromnego naczynia. Kiedy się postarała, potrafiła skoczyć naprawdę wysoko, w końcu była znacznie lżejsza niż byłaby inna istota jej postury.
    -Czyżby tutaj czekała na nas gotowa kąpiel? -zapytała z rozbawieniem, bardziej samą siebie niż Dinistrio. Zanurzyła jedną nogę, z trudem utrzymując równowagę na krawędzi. Poczuła przyjemne ciepło. Nagłym ruchem rzuciła się do przodu i rozpryskując wokół krople zawartości filiżanki, zanurkowała. Po powierzchni cieczy rozeszły się fale.

    OdpowiedzUsuń
  94. Ze świstem wypuściła powietrze.
    – Przecież to nie ma sensu – powiedziała do jego pleców. – Przychodząc tu, wiedziałeś, że labirynt postępuje według własnych zasad, a my jesteśmy tylko pionkami. Czy właśnie nie to nadaje wszystkiemu ten podniecający smak? Gdybyśmy sami ułożyli wszystko, nie byłoby w tym grama zabawy, bo właśnie o nią chodzi, a nie o śmierć. Jego zasady są niebezpieczne, dopóki istnieje pewność, że nie potrafimy ich ominąć ani złamać. Przecież samo wydostanie się stąd w takim stanie, w jakim przyszliśmy to tylko nie przegrana. Złamanie wroga, to zwycięstwo. Przypuszczalnie, jeżeli za drzwiami czeka jakaś trudna próba, a my mimo wszystko jej podołamy, czy nie wygramy? A poza tym nie znamy jego zamierzeń. Może tak naprawdę wszystko ma być lekcją, którą można zrozumieć i przyswoić dzięki współpracy. Czy czemuś takiemu. Gdyby się nam jednak nie udało, to prawdopodobnie nasze ciała stałyby się jedną z ozdób tego miejsca.
    Wzruszyła ramionami. Chyba nie miała wyboru, jak tylko ruszyć za nim.

    OdpowiedzUsuń
  95. Xan wynurzyła się, wytarła oczy i energicznie potrząsnęła głową. Znów wywołała fale.
    -Myślisz, że jakie to jest w smaku? -spytała z rozbawieniem.
    Lubiła podobne eksperymenty, zwłaszcza, że miała możliwość wyjątkowo intensywnego odczuwania. Miało to swoje zalety i wady, bo niektóre substancje okazywały się wyjątkowo obrzydliwe.
    Ostrożnie oblizała najpierw czubki palców, później całą dłoń. Smakowało zwyczajnie, po prostu jak gorąca herbata z cytryną. Dziewczyna nie wiedziała, czy jest tym zawiedziona, czy nie, właściwie powinna się spodziewać czegoś podobnego.
    Przymknęła oczy i znieruchomiała, pozwalając cieczy ją pochłonąć. Powoli opadała na dno, zwijając się w kłębek. Otaczające ją ze wszystkich stron ciepło nie było obce, coś jej przypominało.
    Była tutaj, zanim ktoś uparł się pozbawić ją wspomnień i uwięzić? Niewykluczone... A czy istniały podobne miejsca? Gorące jeziora, bagna, źródła termalne... Jak wiele tras mogła przebyć w ciągu prawie dwóch wieków?
    Gwałtownie odbiła się nogami i ogonem od okrągławego dna filiżanki.
    -Czy jest możliwe, żebym w poprzednim życiu nurkowała w płynnej lawie? -spytała nieoczekiwanie. W głowie jak na zawołanie pojawiły się odpowiednie obraz, czy może raczej wrażenia. To by pasowało, chociaż nadal stanowiło urywek, pojedynczy kadr długiego filmu, wyrwany z kontekstu.
    -Gdzie miałabym taką możliwość?
    Znowu poczuła przypływ nadziei, że jednak zdoła w końcu odzyskać przeszłość. W tej chwili tego chciała, wkrótce mogła po raz kolejny zmienić zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  96. -W kablu? -powtórzyła Xan niepewnie -Robiłam to niedawno wiele razy i myślę, że to czuje się zupełnie inaczej. A wtedy, wcześniej, płynęłam. W dół. Pamiętam, że ktoś kazał zamykać oczy.
    Oparła się ramionami o róg naczynia, starając się nie patrzeć na cytrynę w zębach mężczyzny i na to, jak ten po chwili z niesmakiem ją wypluwał. Ten zabawny widok rozpraszał myśli, w niczym nie pomagając.
    -Powiedział coś, że Inferiany i Noaliany dotrą do dna bez trudu. Zamknąć oczy, kierować się gęstością. Dotykiem zbadać ostre krawędzie...
    Wspomnienia w tym momencie się urywały, słowa i obrazy nie pokrywały się w czasie. Ostrych krawędzi, czymkolwiek by one nie były, Xan nie pamiętała. Ani tego, kto w ogóle kazał jej szukać czegokolwiek na dnie jeziora lawy.
    -Nie mam pojęcia, co było później. Tylko czyjś śmiech.
    Westchnęła.
    Zrobiła małą próbę, zanurzała się tym razem powoli, z zamkniętymi oczami, wyobrażając sobie wzrastającą temperaturę i gęstość. Tu nie trwało to długo, szybko dosięgnęła do dna. Zaczęła wodzić dłońmi po gładkiej powierzchni, dopóki nie natrafiła na rozmoczone fusy. Spróbowała je zebrać, ale miękkie liście rozpadały się jej w rękach. Na powierzchnię zdołała wynieść tylko niewielkie strzępy.
    -Melduję, że próbna psychoterapia zakończyła się niepowodzeniem -stwierdziła spokojnie. Przylepiła mokre fusy do twarzy, żałując, że w okolicy nie ma żadnego lustra.
    Trochę zaskoczona obserwowała, jak mężczyzna raz po raz wychodzi na brzeg. Czyżby wiedział o tej filiżance coś, czego ona nie wiedziała?
    -Coś nie tak? -spytała. Starała się, żeby zabrzmiało to jak żart, ale poczuła lekki niepokój.
    -Czyżby przypadkiem gdzieś w tych brunatnych odmętach kryło się coś, co zaraz wciągnie nas na dno i do końca świata nie wypuści ze swoich śliskich macek?
    Perspektywa spędzenia nieokreślonego czasu w kolejnym więzieniu niespecjalnie ją nęciła.

    OdpowiedzUsuń
  97. Fl-420 podpłynęła bliżej i prysnęła wodą, zalewając nogi mężczyzny. Starała się celować tak, aby niepotrzebnie nie zachlapać Anzelma. Mniej więcej osiągnęła cel.
    -Czy powtórzysz to tak samo pewnym tonem, kiedy złapie nas opętana ośmiornica?
    Wyciągnęła ręce wzdłuż brzegu filiżanki, chwyciła za krawędź i wczołgała się na brzeg. Teraz, cała mokra, musiała uważać, żeby się nie ześlizgnąć.
    Kiedy się pochyliła, fusy oderwały się od jej twarzy i z cichym pluskiem wylądowały z powrotem w herbacie, w której natychmiast zaczęły tonąć.
    -Potrafisz czytać w myślach? -spytała, wpatrując się w zanikające kręgi na coraz gładszej powierzchni cieczy.
    -Albo nie wiem, czuć emocje innych osób...
    Czasami dochodziła do wniosku, że jej towarzysz stosuje na niej podobne sztuczki, w niektórych momentach zdawał się rozumieć ją aż za dobrze. Uczucie w pewnych okolicznościach bywało nieprzyjemne, Xan była wtedy obnażona i nie chodziło jej bynajmniej o pozostawione na polanie ubrania.

    OdpowiedzUsuń
  98. Tym razem Xan naprawdę przestraszyła się, kiedy jego głos się zmienił. Nie wątpiła, że Dinistrio mówił poważnie. Groził jej.
    Spróbowała nieco się od niego odsunąć, omal nie wpadając do filiżanki. Zdążyła dowiedzieć się co nieco o lalkarzach - niewiele, ale obserwując tego osobnika, mogła wyrobić sobie odpowiednie wyobrażenie o nich. Strach przed nieobliczalnym charakterem przytłumił nieco ulgę spowodowaną faktem, iż Czterdzieści Cztery nie wykorzystał swoich zdolności przeciwko niej. Co nie zmieniało tego, że mężczyzna był zwyczajnie niebezpieczny.
    -Niby komu mam powiedzieć? -zdziwiła się, mimowolnie zniżając głos do szeptu -Nie należę do żadnej organizacji. A przynajmniej nic o tym nie wiem. Nie jestem szpiegiem, nie pracuję dla nikogo, kto jest w jakikolwiek sposób powiązany z władzą, handlem informacjami czy wojskiem. Nie wydam cię.

    OdpowiedzUsuń
  99. Już miał temu zbyt odważnemu kolesiowi porządnie wpieprzyć, kiedy poczuł cięcie na policzku. Bezwiednie przesunął po ranie opuszkami palców, przez co jeszcze bardziej rozmazał spływającą krew. Co można było wyczytać w jego oczach? Przede wszystkim złość i po części panikę.
    - Dinistrio... - wywarczał przez zaciśnięte zęby. - Nie mam czasu na takie pogaduszki.
    Wypuścił z dłoni marionetki i polecił im składanie przenośnego teatrzyku. Już miał się odwrócić, kiedy usłyszał informacje o spotkaniu.
    - Dobre sobie... - w tym momencie dostał kartką w łeb. - Dobra... Rozumiem... Ale następnym razem nie musisz tu dosłownie wpadać... Przez ciebie nie mogę zrobić kolejnej lalki.
    Ostatnie zdanie było wypowiedziane z wyraźnym wyrzutem, którego autor słów nawet nie starał się ukrywać.

    OdpowiedzUsuń
  100. Xan zadrżała. Nie wiedziała, czy ma mu zaufać. Miał rację, mógł ją przecież okłamywać, a jednak tego nie zrobił.
    -Zapewne nadejdzie kiedyś chwila, kiedy i tak, z tej czy innej przyczyny będę musiała to zrobić.
    Dziewczyna zdecydowanie wolała zrobić to dobrowolnie. Tylko i wyłącznie dla siebie, nie dla Mariusa, Rothena czy kogokolwiek. Nie wiedziała tylko, jak długo jej ewentualnie odzyskane wspomnienia pozostaną tajemnicą dla poszukiwaczy. Gdyby było tam coś, co nie powinno ujrzeć światła dziennego...
    Musiała w końcu przestać chować się i uciekać, powinna zdobyć się na odwagę, żeby spojrzeć prawdzie w oczy.
    -Bezpieczna... Na ile mogę być bezpieczna przy człowieku, stosującym groźby karalne -mruknęła, jednak bez żalu i pretensji.

    OdpowiedzUsuń
  101. Odkleił ze złością kartkę z czoła i bez czytania schował ją w kieszeń.
    - Nie wiem jak w twojej kolekcji, ale w mojej liczy się jakość, nie ilość. Nie będę brał byle ciekawszych przechodniów. Znacznie lepiej mi się patrzy na przerabianie dzieci. Ten ich przerażony wzrok, kiedy jeszcze nie zdają sobie sprawy z tego, że za chwilę zostaną pozbawione własnej woli... Cudowne... - co jak co, ale o tym Nicolas mógł się rozprawiać godzinami.
    Odwrócił się i zobaczył wszystko złożone. Dobrze sobie radzą te kukły. Zmniejszył wszystko, wraz z lalką do wielkości pudełka od zapałek i schował do torby. Pogrzebał w niej chwilę i wyciągnął paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Wziął sobie jednego i odpalił go zręcznym ruchem. Resztę skierował w stronę Czterdzieści Cztery.
    - Właściwie co się stało, że nagle zachciano się z nami spotkać? Czyżby reszta w końcu skończyła swoje misje? - wypuścił z ust kilka kółek z dymu.
    Swoją misję skończył jakiś czas temu i z racji tego, że wcześniej miał dużo pracy w drugim zawodzie unikał wzięcia kolejnej.

    OdpowiedzUsuń
  102. Znowu miał rację, chociaż Xan nadal to wszystko się nie podobało.
    -Jasne -odparła bez przekonania -Pewnie także coś bym dodała.
    Zsunęła się po brzegu filiżanki na polanę i podeszła do swoich ubrań rzuconych na bezładną kupę. Zaczęła wciągać dres na mokre ciało, na materiale pojawiały się plamy.
    Bezmyślnie zaczęła kreślić ogonem okręgi na ziemi, najpierw krzywo, potem, bardziej zaabsorbowana tym zajęciem, zdołała odtworzyć ich nieskalaną linię łuku.
    -Tak, wszystko rozumiem -zapewniła go, nie podnosząc wzroku.

    OdpowiedzUsuń
  103. Nie zdążył się szczególnie osłonić, chociaż wyczuł, że zaraz będzie coś złego. Zdążył jedynie w obronie własnej znowu powiększyć lalkę i postawić ją za mężczyzną.
    - Zaczynasz przesadzać. - wycharczał tuż przed upadkiem na ziemię.
    Z wzrokiem pełnym nienawiści przecierał dłonią obolałą szyję. Bez zastanowienia położył za sobą jedną z wielu męskich obronnych marionetek i powiększył ją do rozmiarów bardzo wysokiego człowieka. Otworzył jej wnętrze i po chwili siedział w niej czując się bezpiecznie.
    - Rozumiem. Postaram się tam znaleźć. I będę w tym cholernym mundurze. - tu zrobił dość zbolałą minę, ale Dinistrio nie mógł tego zobaczyć. - Dużo osób masz jeszcze do powiadomienia?
    Pytał raczej z ciekawości, ale jeżeli odpowiedź byłaby twierdząca postarałby się jakoś pomóc.

    OdpowiedzUsuń
  104. Dziewczyna wróciła do filiżanki i wspięła się na jej ucho.
    -Wiesz, że powinnam to zrobić -odpowiedziała spokojnie. Skrzyżowała nogi, próbując usiąść wygodnie, ręce oparła o krawędź brzegu.
    -Ale chcę najpierw wiedzieć, co mnie tam czeka. I czy to nie grozi na przykład... No nie wiem... Chorobą psychiczną, dożywotnią schizofrenią, utratą zdrowych zmysłów... No wiesz, czymś, po czym będę latać z każdą napotkaną osobą z siekierą, bezwiednie przeklinać albo słyszeć nieistniejące głosy. Bo jak na razie wariatką nie jestem.

    OdpowiedzUsuń
  105. No, no, no, chyba warto się będzie tam wybrać. I walić to, nawet się w ten mundur wciśnie.
    - Ostatni, mówisz? Co za zaszczyt. - jawnie zakpił. - Masz, wrócisz szybciej.
    Kukła mechanicznym ruchem wyciągnęła dłoń w stronę mężczyzny, na której znajdował się mały pająk.
    - Dobry środek lokomocji jak go powiększysz, chociaż nie wiem, czy ktoś taki jak ty to potrafi. - tu również dało się wyczuć jawną kpinę.
    Niby Nicolas był zdania, że swoim nie warto się narażać, ale czasem korciło go, żeby tak pożartować.
    [Wybacz, że tak krótko, ale już nie wiedziałem co napisać.]

    OdpowiedzUsuń
  106. Xan uśmiechnęła się niewesoło. A właściwie to niby czego innego miała się spodziewać? W każdej bajce za zdobycie wiedzy należało płacić odpowiednią cenę.
    -A jak nie zdołasz tego odwrócić, to co? Skończę w Ośrodku dla Niepełnosprytnych? Cudowna perspektywa...
    Odetchnęła głęboko i wycelowała w mężczyznę palcem.
    -Jeśli tak, musisz mi przyrzec, że będziesz mnie odwiedzać, rozumiesz? Albo będę cię straszyć po nocach.
    No pięknie, pomyślała. Teraz i ja stosuję groźby.

    OdpowiedzUsuń
  107. [Dobry pomysł.]
    Typowy dźwięk, który wytwarza się przy uderzeniu kawałka drewna o inny w tym wypadku można było wziąć za śmiech.
    - Rozumiem. - już miał się zbierać, ale wyczuł na sobie spojrzenie mężczyzny. - Nie patrz się tak na mnie, bo uznam, że jednak nie jesteś homofobem.
    Kolejny raz po przestrzeni rozniósł się charakterystyczny klekot.
    - Do zobaczenia na tym cholernym bankiecie. - rzucił i zmusił marionetkę do ruszenia się w stronę przeciwną do miejsca spotkania.
    Miał jeszcze do załatwienia drobne formalności, a zjawianie się w stolicy 3 dni wcześniej było dla niego głupotą. Pewnie jak zawsze przyjdzie w ostatniej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  108. [Miło mi to słyszeć. Ten wątek jest coraz bardziej porąbany. I tak, wrzuciłam tu jeszcze Aragornowy miecz. W celu wydostania się, mógłby, co prawda wyjąć coś z kieszeni, ale to chyba byłoby za proste wyjście. Ale właściwie, jak uważasz, jeśli nie wymyślisz nic lepszego to wyjmij coś po prostu Redowi z kieszeni i chodźmy zabijać króliki, oraz przy okazji dowiedzieć się o co tu chodzi.]

    Cholerny Niemiec miał sztylet. I co gorsze, zaczął się uwalniać. To trochę zbiło z tropu Reda. Nie przeszukali ich? Nie zabrali im broni? Nie miał przy sobie rewolweru, więc założył, że razem z nim wzięli wszystko. Jednak cholerny Niemiec miał sztylet. Jest jeszcze szansa. Włożył rękę do kieszeni i tak jak zawsze, było tam wszystko. Chwała Towarzyszowi. Skoro Niemiec miał sztylet, on musiał mieć coś lepszego i większego. Wyciągnął więc z kieszeni metrowy, półtoraręczny miecz. Zwinął go kiedyś w Gamma Lan. Mówili, że błyszczał światłem zarówno księżyca, jak i słońca. Tego typu pieprzenie zadziwiająco często działało na Reda, dlatego też nie mógł się powstrzymać i go sobie wziął. Nigdy wcześniej go nie używał, ale teraz, skoro i tak był przetrzymywany przez zabójcze białe króliki w rycerskich zbrojach, czuł, że okazja jest odpowiednia. Udało mu się przeciąć wszystkie ograniczające go więzy. Tylko cholera, nadal był w celi. W dodatku z Niemcem. Gdy jego towarzysz się odezwał Red już kompletnie nie wiedział o co w tym wszystkim chodzi. Facet był kompletnie skacowany i z tego, co wywnioskował z jego wypowiedzi, wczorajszego wieczoru nie miał żadnego bliskiego spotkania z królikami. I swoją drogą, dlaczego w pobliżu ich celi nie było kompletnie żadnych strażników? Przecież wyjął metrowy miecz z kieszeni i nikt nawet nie przyszedł. Przynajmniej z wydostaniem się stąd pójdzie łatwo. Postanowił jednak wrócić do sprawy swojego współwięźnia. Dlaczego do cholery w jego schwytaniu nie brały udziału króliki? I w jakim sensie narozrabiał?
    - Narozrabiałeś - zapytał się go - Stary, jeśli wiesz cokolwiek o królikach, albo o tym, gdzie my do jasnej cholery jesteśmy i jak się stąd wydostać, lepiej mów teraz.

    OdpowiedzUsuń
  109. W jej głowie panował mętlik. Tak szybkie przeskoki tępa, emocji i całej reszty nie działały na nią specjalnie pozytywnie. Stała sztywno, zupełnie zdezorientowana zaistniałą sytuacją. Sama już nie wiedziała, czy powinna właśnie odczuwać ekscytację, uczepić się jego ramienia niczym przerażone dziecko, czy po prostu ruszyć przed siebie, ignorując jego postępowanie. Jednak żadne z tych wyjść nie wydawało się wystarczająco odpowiednie, toteż tylko sterczała w miejscu, czując rosnące napięcie. Przełknęła ślinę, widząc stworzenie. Doszła do wniosku, że bestia przedstawia się dość typowo. Z pewnością z równowagi mogły wyprowadzić jego przepełnione dzikim szałem ślepia i ogólne wrażenie nieobliczalności. Ale spodziewała się czegoś innego. Czegoś niepozornego. Cóż, przecież to był dopiero początek.
    Nagła jasność zupełnie ją oślepiła. Zasłoniła twarz rękami, powoli rozszerzając palce, próbując przyzwyczaić się do tej wyżerającej wręcz wzrok bieli.
    – Co poczułeś? – zduszony dźwięk zdeformowanych słów z trudem przedostał się przez osłonę dłoni. Odchrząknęła, odciągając je od ust, szybko bowiem dotarło do niej, że mężczyzna pewnie nic nie zrozumiał. – Pytałam, co poczułeś? Nie przestraszyłeś się, kiedy był tak blisko? Nawet jeżeli mamy świadomość, że coś jest nieprawdziwe, zmysły nas zwodzą...

    OdpowiedzUsuń
  110. - Nie narzekaj tak. Bo ci w krew wejdzie. - krzyknął w przestrzeń przed sobą, chociaż te słowa były adresowane do Czterdzieści Cztery.
    Zastygł chwilę w bezruchu, kiedy w końcu dotarł do niego odgłos uderzających o bruk kopyt. Zamiana trwała nawet nie całą minutę. Wydostał się z marionetki i zmniejszył ją do poprzednich rozmiarów. Drugą ręką nadzorował rozwój pająka, którego wcześniej oferował mężczyźnie. Już po chwili siedział na nim, a on wspinał się na drzewo, które pod tym ciężarem trzeszczało i wydawało się bliskie złamaniu.
    - Wybacz, że się zmyję, ale z natury jestem tchórzem. - wyszczerzył się i ostrożnie ruszył dalej w swoją stronę, cały czas wędrując po drzewach.

    OdpowiedzUsuń
  111. Xan zaklęła pod nosem. Była przekonana, że to wszystko tak właśnie się skończy. Ten mężczyzna od początku wyglądał tak, że najstosowniejszym wydawałoby się przykleić mu do czoła znak ostrzegawczy "uwaga, kłopoty!"
    Z cichym westchnieniem zaczęła unicestwiać ciało, stając się energią. Błyskawica uderzyła w powierzchnię i rozpłynęła się w cieczy.
    Xan dotarła do zamkniętego otworu, który do tej pory jakoś udało jej się przegapić, albo którego do tej pory naprawdę tam nie było. Zaczęła się przeciskać w mokrej szczelinie między filiżanką a zatyczką.
    Kilkanaście cholernych mikrometrów, pomyślała ze złością. To naprawdę trochę utrudniało sprawę.
    Nie chciała się materializować od razu po przebyciu szczeliny, ale bała się, że uszkodzi Dinistrio. Jego parametry raczej nie różniły się tak bardzo od otaczającej ich herbaty, mogła go zwyczajnie nie wyczuć.
    Stworzyła ciało i zaczęła badać przestrzeń wokół siebie. Było ciemno. Diabelnie ciemno. I cicho. Pozostawały tylko drgania otaczającego ją płynu. A najbardziej irytujący był fakt, że nie mogła zawołać Czterdzieści Cztery. Gdy próbowała krzyczeć, z jej ust wydobywało się nieartykułowane bulgotanie.

    OdpowiedzUsuń
  112. Powoli pokiwała głową.
    – Naturalnie. Nikogo nie oszczędzi. Czy to nie cudowne? Ciągłe egzystowanie w tym samym stanie potrafi wykończyć – przy ostatnim zdaniu znacznie ściszyła głos, a na jej twarzy pojawił się uśmiech goryczy. – Ale bardziej przydamy się sobie żywi.
    Postukała palcami w jedno z narzędzi. Twarda powłoka. Zmarszczyła brwi.
    – Zawsze jest jakieś wyjście. Na przykład musimy stworzyć nasze własne, czyż nie? – odparła, rozglądając się po przedmiotach. Skrzyżowała ręce na piersiach, mrucząc do siebie cicho: – Może to coś w rodzaju tej zagadki, gdzie dostajesz kilka rzeczy i musisz wyciągnąć korek z butelki przy użyciu jakiegoś, najmniej podejrzewanego, jak się potem okazuje...
    Podeszła do ściany. Zaczęła kroczyć wzdłuż niej, dotykając powierzchni ręką.
    – Gdybym była wyjściem, gdzie bym się schowała?

    OdpowiedzUsuń
  113. [I co ja ci człowieku mam napisać? Mogę przyjąć, że minęły już te 3 dni?]

    OdpowiedzUsuń
  114. [Dziękuję za współpracę.]
    Szybko minęły mu wolne dni. Cóż, obowiązki wzywają. Pojawił się w mieście już około godziny 14, żeby chociaż raz się nie spóźnić. I udało mu się to. Przyszedł do odpowiedniego budynku o 16:55, przez co mógł się nacieszyć chwilą spokoju. Oczywiście ten spokój był tylko teoretyczny, praktycznie wyglądało to nieco inaczej. Ktoś, kto niezbyt dobrze czuje się w mundurze i najprawdopodobniej spędzi w nim kilka godzin nie może się pochwalić za dobrym samopoczuciem. Właściwie nawet na bankietach nie czuł się za dobrze. Westchnął ciężko i postarał się jakoś nie rzucać w oczy. To chyba była najlepsza taktyka na takiego rodzaju imprezach, zwłaszcza, jeżeli kogoś się unikało.

    OdpowiedzUsuń
  115. "Ja go kiedyś zabiję..." to była pierwsza myśl, kiedy dowiedział się, że ten cholerny bankiet jest o 18. I godzinę dłużej w... Tym. Nawet nie potrafił znaleźć pasującego słowa. Westchnął ciężko i postanowił jakoś zagospodarować ten czas. Wysłał jedną z lalek po kilka puszek farby. Czas na iście dziecięce zabawy. Kiedy już otrzymał, co chciał, wziął się za malowanie najnowszego dobytku. A właściwie upiększanie. Był to dość młody wampir, którego załatwił jeszcze przed wizytą 4 razy 11, ale nie zdążył odebrać ciała z rady miasta. Wypadało go ubrać. Już po kilkunastu minutach lalka była w mundurze T.A.P.N. No i teraz czas na malowanie. Podciągnął rękawy koszuli mundurowej zarówno swojej jak i zabawki i zaczął malować symbol organizacji na jej ramieniu. Kiedy skończył, nie zasłonił go, w końcu farba musiała wyschnąć. Wysłał lalkę do kanapy, na której siedział Czterdzieści Cztery.
    - Mój właściciel niezmiernie dziękuje za powiadomienie. Pyta się tylko grzecznie, czy nie pomyliły się panu godziny. - wyrecytowała kukła.
    Była to jedna z nielicznych, które miały mieć głos i w przyszłości miały pracować dla Nicolasa w terenie. Trudno się dziwić jej umiejętnością.

    OdpowiedzUsuń
  116. Xan poczuła, że coś się zmienia, chwilę później usłyszała krzyk. To był ludzki głos czy wycie wilka? Czy może tylko złudzenie wśród szumu mas gorącej wody?
    Coś ciągnęło ją w dół. Nie miała wyboru, musiała się poddać i zapaść we wrzątek.
    Zamknęła oczy i pozwoliła się wessać, miała przy tym wrażenie czyjejś bliskiej obecności.
    "Możesz kierować się zmianami gęstości i temperatury. Dno poczujesz."
    Mimowolnie skuliła się w kłębek, starając się wyrzucić ten głos ze swojej głowy. Nie był przyjemny, brzmiała w nim jakaś złowroga i cyniczna nuta.
    Kiedy wraz z falą wrzątku została wypluta, zaskoczona krzyknęła. Wyskoczyła w górę z taką siłą, że została wyrzucona poza filiżankę i wylądowała na polanie.
    Spróbowała otrząsnąć się z szoku wywołanego nagłym przypływem wspomnień i wtedy dostrzegła Dinistrio.
    Mężczyzna wyglądał nieco niewyraźnie, czego przyczyna szybko stała się jasna. Na sam widok jego dłoni dziewczyna skrzywiła się i syknęła. Wyglądało to naprawdę strasznie.
    -Trzeba coś z tym zrobić -powiedziała ze zgrozą -Wy się potraficie regenerować czy nie? Potrzebujesz lekarza?
    Dziewczyna wolała nie podchodzić za blisko niego, obawiając się, że ból i szok mogą wywołać u mężczyzny nagły atak furii.

    OdpowiedzUsuń
  117. Xan w pierwszym odruchu odskoczyła w tył. Nie spodziewała się, że obok Dinistrio pojawi się ta przerażająca istota. Nawet tu, w lesie metrycznym, jej obecność budziła uzasadniony niepokój.
    -O... oczywiście - wyjąkała. Jednocześnie z rozpaczą myślała o wszystkim, czego Dinistrio jeszcze jej nie powiedział. Teraz nie była jednak pora na wyjaśnienia, a mężczyzna raczej nie wydawał się do nich zdolny.
    Xan podeszła do Anzelma i postukała w jedną z jego łap.
    Kiedy przerwała kontakt wzrokowy z nadprzyrodzonym opiekunem Dinistrio, poczuła się nieco pewniej. Łatwiej było jej skupić się na białym lisie niż przerażającej postaci w kapturze, której głos przypominał wstrząsy rozchodzące się we wszystkich kierunkach w przestrzeni.
    -Mamy problem, Anzelm -powiedziała powoli -Dinistrio jest ranny i potrzebuje pomocy. Musisz ze mną współpracować, żebyśmy mogli dotrzeć do szpitala.
    Odwróciła się i spojrzała przez ramię na pojękującego cicho mężczyznę.
    -Czterdzieści Cztery, słyszysz mnie? -spytała niepewnie. Nie wiedziała, w jakim stadium szoku się znajdował -Jesteś w stanie wejść na jego grzbiet? Jeśli tak, ja będę prowadzić.
    Czuła, że w tym momencie powodzenie zależy od zbyt wielu czynników, na które miała znikomy wpływ. Od lisa, który zdążył dać już pokaz swojego przekornego charakteru, Dinistrio, który nawet ranny budził w niej lekki strach i tej potężnej istoty, która w jej oczach urosła do rangi niemal bóstwa. Nie widziała, czego może się spodziewać.
    Na wszelki wypadek podeszła do mężczyzny, gotowa w razie potrzeby pomóc mu wstać.

    OdpowiedzUsuń
  118. [A, tak przy okazji chciałam spytać, jak wygląda proces tworzenia Lalki przez Lalkarza. Bo to podobno robi się ją z żywych istot, czy jakoś tak... Zabija się je i przerabia? Bo zastanawiam się nad stworzeniem kolejnej postaci.]

    OdpowiedzUsuń
  119. Xan lekko skinęła głową.
    -W obecnej sytuacji nie mam wyboru -odparła poważnym tonem. Wskazała podbródkiem na Dinistrio.
    -Wiem, że na niego teraz nie mogę liczyć.
    Zajęła miejsce na grzbiecie zwierzęcia, mężczyznę przyciągnęła do siebie i objęła go w pasie jedną ręką i ogonem. Drugą musiała trzymać lejce, dodatkowo chwyciła stopami futro na lisich bokach. Musiała mieć nadzieję, że to wystarczy.
    -Anzelm, lecimy -odezwała się do zwierzęcia, w myślach licząc do dziesięciu. Najważniejszy był spokój i opanowanie. Zwierzęta potrafiły wyczuwać lęk.
    Jednocześnie obierała kierunek i wyznaczała trasę. Gdzie znajdował się najbliższy szpital? W tym mieście, które już kilka razy odwiedzała, gdy zapuszczała się okolice lasu metrycznego? Nazwy nie mogła sobie w tym momencie przypomnieć, ale to nie było teraz ważne.
    Zaczęła obliczać w myślach drogę i czas, w jakim się tam dostaną. Wykonywanie w pamięci obliczeń dodatkowo ułatwiało zachowanie kontroli i zimnej krwi.
    -Do góry, mały -poprosiła Anzelma.

    OdpowiedzUsuń
  120. Xan pokiwała głową. Anzelm musiał wyczuć ten jej ruch, bo uniósł się wyżej.
    -Dziękuję, panie...
    Zawahała się. Nie znała jego imienia. I raczej wolała go nie znać.
    Przymknęła oczy i pozwoliła lisowi wznieść się ponad las. Korony drzew zlały się w jedno zielone mrze, które szybko zyskało brzegi, przestając sprawiać wrażenie nieskończonego. Na dole zaczęły pojawiać się kolorowe punty i plamy miast, zanim wszystko przysłoniły chmury.
    Lecieli w stronę jednego z miast. Xan teraz już kontrolowała sytuację, kilka razy spojrzała na Dinistrio, w końcu cicho westchnęła.
    -Czterdzieści Cztery, słyszysz mnie? Nie odpływaj całkiem.
    Nie rozumiała, jak było możliwe, żeby mężczyzna zapadł w aż taki letarg.
    Nieco zniżyła lot, najbliższe miast w polu widzenia nabrało kształtów. Stopniowo Xan mogła rozróżniać kolejne budynki, dość łatwo rozpoznała wśród nich szpital. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak wtedy, gdy była tu poprzednim razem.
    Zaczęli lądować na placu za szpitalem, w miejscu zazwyczaj służącym za parking. Pusty w pierwszej chwili plac szybko wypełnił się gapiami, duży biały lis budził zainteresowanie. Kilka osób w mundurach ochrony i białych fartuchach, niewątpliwie personel szpitala, podbiegło bliżej. Xan rzuciła im wyzywające spojrzenie.
    -Wiozę rannego -wyjaśniła -Potrzebuje natychmiastowej pomocy, jest w ciężkim szoku i może stracić przytomność albo zapaść w śpiączkę.
    Jeden z ochroniarzy się cofnął, chociaż nadal wpatrywał się w dziewczynę podejrzliwie. Kiedy Xan zsunęła się po grzbiecie Anzelma na ziemię, podeszła do niej pielęgniarka, smukła istota z mlecznego szkła.
    -Pomożesz mi? -spytała Xan nieufnie. Spróbowała ściągnąć Dinistrio z grzbietu lisa, początkowo dość niepewnie, później, kiedy pielęgniarka ujęła Czterdzieści Cztery pod ramię, szarpnęła energiczniej.
    -Odsuńcie się! -poleciła szklana pielęgniarka stojącym na drodze ludziom, którzy, o dziwo, bez slowa posłuchali. Ktoś nawet otworzył im oszklone witrażowe drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  121. Jej kroki były szybkie, zdecydowane. Wsłuchiwała się w każdy otaczający ją dźwięk. Bo może już nie zdążyć. Bo może zostało jej tylko czterdzieści sekund życia. Bo ONI mogą gdzieś tu być i tylko się z nią bawią. Wioska była prawie pusta. Mieszkańcy w większości się stąd wynieśli, toteż w ciszy łatwo było usłyszeć czyjeś kroki. O ile ta istota posiada materialne ciało.
    Wyjrzała zza zakrętu. Dwie potężne istoty w czarnych płaszczach z mieczami u boków stały kilka metrów dalej i rozmawiały z mieszkańcem tych okolic. Jak nic o nią pytają. Człowiek spostrzegłszy Stormy mruknął coś do zakapturzonych, a te odwróciły się jak na komendę. Stwierdziła, że nie ma sensu czekać na dalszy bieg wydarzeń, ani się chować. Podążali ku niej płynnie i bezszelestnie. Zaczęła się wycofywać. Gdyby tylko się odwróciła zostałoby jej mniej niż owe czterdzieści sekund życia. Ani myślała, że dadzą jej spokój. Szczególnie, kiedy mają cel kilka metrów przed sobą. Miała w gotowości łuk i nie zawahałaby się jeśli któryś z nich zdecydował się zaatakować. Po prawej stronie kącik jej oka zarejestrował ruch- ktoś się zbliżał. Istoty nie mogły sobie pozwolić na morderstwo mając świadka. Działają skrycie, w tajemnicy. Nieliczni wiedzą o istnieniu tej rasy.
    Spojrzała w stronę zbliżającego się mężczyzny. Nie spodziewała się takiego spotkania.
    -Dinistrio?- mruknęła widząc znajomą twarz.
    -Witam- przywitała się będąc już blisko niego.

    OdpowiedzUsuń
  122. Zapytał tak, jakby czytał jej w myślach.
    -Problemy są zawsze- mruknęła wymijająco.
    "I właśnie czmychnęły gdzieś niepostrzeżenie"- dodała w myślach. Nawet nie wiedziała kiedy zniknęli. Oby na długo. Była prawie pewna, że nie wyjdą teraz, kiedy jest z kimś i w dodatku znajomym.
    Nie lubiła niespodzianek, ale choć tego spotkania nie przewidziała, to jednak wprowadziło ją w lepszy nastrój. Mało kto uśmiechał się na jej widok. Coś sprawiło, że zaczęła się przekonywać do zaprzestania samotnego trybu życia. Tak czy inaczej, teraz musiała go zatrzymać na jak najdłuższy czas bez względu na to jak bardzo nie lubi rozmów.

    OdpowiedzUsuń
  123. Pobiegła za nim, gdy chwycił ją za rękę. Nie miała powodu by się temu opierać, a nawet było jej to na rękę. Dotarli do wypożyczalni latających lisów i już wtedy doskonale wiedziała co zrobi Dinistrio. Całkiem dobrze to sobie wymyślił. No i przekonała się przy okazji, że działał tak jak ona zasadą "znacznie łatwiej jest zabijać niż prosić". Do niektórych osób prośby i tak nie docierały, a tłumaczenie i argumentowanie swoich racji to zwykle strata czasu. Po ich odejściu lisy nadal żyłyby w takich warunkach.
    Zapowiadało się nawet całkiem ciekawie, więc usiadła obok niego bez najmniejszego zawahania. Jeszcze zanim wydostali się z wypożyczalni na ulicy zdążyło wybuchnąć zamieszanie i wzywano służby do wyłapania stworzeń. Dzięki temu nikt nie zwrócił na nich uwagi. Lis poderwał się gwałtownie i zaczął wzbijać w powietrze. Ziemia oddalała się od nich z każdą sekundą. Gdy byli już wysoko, lis wyrównał lot i szybował przed siebie. Czuła tylko wiatr i ciepło bijące z futra stworzenia. Widziała przelatujące pod nią krajobrazy i lasy. Wcześniej latała zwykle na smokach, dlatego nie miała powodów do obaw przed upadkiem. Wszędzie czuła się pewnie.
    -Gdzie mnie zabierasz?- zapytała w końcu.

    OdpowiedzUsuń
  124. Xan przyglądała się Dinistrio, leżącemu w ogrodzie na dachu szpitala, opartemu o bok Anzelma.
    Podczas tego całego zamieszania wokół niego, starała się pomóc, chciała zrobić cokolwiek, byle nie myśleć o tym jego odrętwieniu. A kiedy szalona krzątanina dobiegła końca, przyszła pora na uporządkowanie kilku spraw.
    -No, sytuacja opanowana -odezwał się władczy, niezbyt miły głos -Zatem może teraz wreszcie zaczniemy postępować zgodnie z procedurą. To trzeba uwzględnić w dokumentach.
    Xan niechętnie oderwała wzrok od ozdobnego okna, za którym widziała Dinistrio. Przy białym marmurowym stoliku naprzeciwko niej siedziała pielęgniarka, inna niż ta, która pomogła im tu wejść. Ta, chociaż wyraźnie jeszcze młoda, włosy miała całkowicie siwe, a czerwone oczy nadawały jej nieco demoniczny wygląd. Miną zaś w pełni popierała to wrażenie.
    -Mówiłaś, że jak się nazywa?
    Xan westchnęła, widząc, jak kobieta wyjmuje z teczki formularz. Upiorna biurokracja...
    -Dinistrio.
    -Jest człowiekiem, jak sądzę...
    -Oczywiście -skłamała Xan bez mrugnięcia okiem -Człowiekiem.
    Podejrzewała, że to amnezja pomagała jej kłamać tak gładko, wyciszając zwyczajne zahamowania.
    Amnezja albo wspomnienie groźby tego nieobliczalnego mężczyzny.
    -I chyba jest opętany...- mruknęła czerwonooka pielęgniarka niepewnie. Xan wzruszyła ramionami.
    -Zapewne nie bardziej niż my wszyscy.
    O dziwnej istocie, która objawiła jej się na polanie też przezornie wolała nie wspominać. Teraz nie była nawet pewna, czy nie były to omamy spowodowane nagłym przypływem paniki.
    Dziewczyna niecierpliwie zerwała się z miejsca.
    -Jeśli pani chce wiedzieć, jak do tego doszło, to był to zwyczajny wypadek. Chcę teraz zobaczyć, czy odzyskał przytomność.
    Nie czekając na pozwolenie, pchnęła ozdobne szklane drzwi i wybiegła do ogrodu.
    -Czterdzieści Cztery, wróciłeś wreszcie do żywych? -spytała. Teraz miała ochotę roześmiać się z ulgą.

    OdpowiedzUsuń
  125. Xan pokręciła głową. Nie rozumiała jego zakłopotania, w końcu ostatecznie nie mogła go winić za to co się stało. To naprawdę był zwyczajny wypadek.
    Położyła mu ręce na ramionach i pchnęła do tyłu, zmuszając, żeby oparł plecami o futro Aznzelma. Po chwili namysłu pogładziła lisa po głowie. Nieźle się spisał.
    -Po prostu się wystraszyłam -westchnęła, znów odwracając się do Dinistrio -Nigdy w życiu nie widziałam człowieka... istoty... w takim szoku. Myślałam, że zapadniesz w jakiś letarg i już nigdy się nie obudzisz. Co z tobą jest nie tak? Jesteś opętany? Nie wiem, czy cokolwiek pamiętasz, ale ja jestem przekonana, że widziałam jakąś zjawę.
    Nie chciała wywlekać żadnych jego sekretów ani prywatnych spraw, jedynie ustrzec się nieprzyjemnych niespodzianek.
    -Na razie nie ma żadnego problemu. Ale wkrótce możemy go mieć. Na przykład w postaci pewnej dość wścibskiej pielęgniarki, która wyraźnie nas nie lubi.
    Zerknęła w stronę wyjścia do ogrodu, gdzie za szklanymi drzwiami stała ta nieprzyjemna kobieta w białym kitlu, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę.
    -Twierdzi, że uzupełnia dokumentację. Ale mnie się to nie podoba. Kiedy cię opatrywali, cały czas patrzyła podejrzliwie na twoje włosy. Ja cię nie wydałam i nie wydam.
    Pielęgniarka za drzwiami oparła dłoń o ich metalową ramę. Najwyraźniej jej cierpliwość się wyczerpywała.

    OdpowiedzUsuń
  126. -Spławić -Xan delikatnie się uśmiechnęła -Jasne.
    Powoli wstała i wyprostowała się. Pielęgniarka wchodziła właśnie nieco niepewnym krokiem na soczyście zieloną trawę.
    -Nadal są jakieś problemy? -spytała Xan z promiennym uśmiechem. Tak, czuła się trochę dziwnie. Nie wiedziała, w co właściwie gra.
    -To twój mąż? -spytała pielęgniarka nieufnie. Xan z trudem zachowała powagę. Zatem z daleka wyglądali jakby czule padali sobie w ramiona i całowali się...
    -Narzeczony -odparła z kamienną twarzą, powstrzymując dziki chichot.
    -Długo się znacie? -spytała czerwonooka rzeczowo. Xan głęboko odetchnęła.
    -Praktyczne odkąd razem chodziliśmy do szkoły.
    Kobieta przymknęła oczy, mamrocząc coś pod nosem, w końcu spojrzała na Xan triumfalnie.
    -I jesteś pewna, że znasz go dobrze? -spytała jadowicie - Że twój ukochany nie prowadzi podwójnego życia? I w tym drugim życiu nie stał się... sławny? Jestem pewna, że widziałam tę facjatę, chociaż teraz nie powiedziałabym gdzie... Plakaty, telewizja? Lata temu. To było chyba coś... Zaginiony? Poszukiwany przestępca?
    Otworzyła szerzej czerwone oczy. Xan nie podobał się tok jej myślenia. Szybko potrząsnęła głową.
    -Naprawdę musiała go pani z kimś pomylić. Ten człowiek jest jeszcze młody i od kilku lat mieszkamy razem. Wiem, co on robi całymi dniami... i nocami.
    Udała, że zmieszana spuszcza wzrok. Miała nadzieję, że kobieta kupi jej historyjkę.
    -I skończyła pani z tym formularzem, czy jeszcze mam coś wypełnić.
    -Tylko podpisać -powiedziała pielęgniarka sucho i wcisnęła jej do ręki długopis. Kiedy Xan składała swój podpis pod dokumentem, czerwonooka mamrotała coś o tym, że przecież nie mogła się pomylić. Xan w odpowiedzi tylko rozłożyła bezradnie ręce, jakby chciała powiedzieć: Trudno, zdarza się...

    OdpowiedzUsuń
  127. Xan odczekała aż kobieta całkowicie zniknie z pola widzenia i w końcu przestała tłumić wzbierający we wnętrzu śmiech. Czując, że za chwilę się udławi, z szatańskim chichotem padła na kolana na trawę. Nie płakała ze śmiechu tylko dlatego, że Anev nie mają łez.
    -Przepraszam -wykrztusiła pomiędzy atakami szaleńczego rozbawienia.
    Wizja jej spędzającej noc z Dinistrio i wspólnego mieszkania, wcześniej dość wiarygodnie i z powagą przedstawiona, teraz ujawniała się z całym swoim absurdem. Dziewczyna naprawdę z trudem zdołała się opanować.
    -A mogę chociaż wiedzieć, po co ci te skarpetki? -spytała, kładąc się na trawie na brzuchu i opierając głowę na łokciach -Domyślam się, że twój sposób myślenia jest dość... hmmm... specyficzny, ale to już przekracza moje zdolności rozumienia. A tak w ogóle, gratuluję opanowania.

    OdpowiedzUsuń
  128. Xan szybko zerwała się z trawy i otrzepała ubranie. Dinistrio naprawdę nieźle to wymyślił. I miał rację, musieli jak najszybciej stąd zniknąć.
    Podeszła do lisa i pogładziła jego ogromny łeb.
    -Przykro mi, Anzelm, ale znów muszę przerwać twój odpoczynek. Zanim zdołamy wpakować się w tarapaty.
    Teraz nie miała już najmniejszych wątpliwości, że mówi do inteligentnego stworzenia, którego nie była w stanie po prostu wykorzystywać jak zwykłe narzędzie.
    Odwróciła się do Dinistrio.
    -I może wiesz, kim są ci z czerwonymi oczami? Coś mi mówi, że powinnam to wiedzieć.
    Wspomnienie powróciło d niej jak bezkształtny strzęp, wyblakłe i niejednoznaczne. W sumie nic nowego, dziewczyna powinna być przyzwyczajona.

    OdpowiedzUsuń
  129. -Myślę, że to dla nich żaden wysiłek- mruknęła.
    Nie była przekonana co do jego zdania. Chyba nie wiedział z kim ma do czynienia. Było jej też obojętne gdzie wylądują. Byle jak najdalej i jak najszybciej od tego miejsca. Nie rozumiała tylko dlaczego on to robi. Czy dla niej, czy po prostu traktuje to jako zabawę, zwykłe oderwanie od nudy.

    OdpowiedzUsuń
  130. Xan zajęła miejsce za Dinistrio i mocno przywarła do jego ciała. Podejrzewała, zapewne słusznie zresztą, że czeka ich szalony lot w iście morderczym tempie. Rozumiała sytuację.
    -Co ty tam zabrałeś? -spytała. Nie miała do mężczyzny pretensji, to musiało być kolejne z jego dziwactw, których lista stale się wydłużała.
    -Wielkie wejście to dla ciebie widocznie za mało i teraz potrzebujesz równie efektywnego wyjścia -stwierdziła z rozbawieniem.
    Kiedy lis uniósl się do góry, dziewczyna poczuła coś podobnego, jakby siedziała w windzie, która nagle ruszyła. Dziwne uczucie ale nawet przyjemne.

    OdpowiedzUsuń
  131. Ciągle uciekać? To byłoby bez sensu. Wystarczyło się oddalić. Pomysł z wypadem nad ocean okazał więc nawet trafny. I będzie taki dopóki Dinistriowi nie zachce się pływania. Owszem, umiała, ale nigdy za tym nie przepadała.
    Wylądowali na plaży. Zapatrzyła się na lisa, toteż nawet się nie zorientowała, kiedy otworzył parasolkę. Była prawie pewna, że wcześniej jej nie miał.

    OdpowiedzUsuń
  132. -Nierealne... -mruknęła Inferianka z goryczą -Właśnie to sobie uświadamiam. Z każdą chwilą coraz bardziej boleśnie i bez nadziei, że to kiedyś się zmieni...
    Nie winiła Dinistrio, nie mogła przecież nic poradzić na to, że po prostu miał pecha. Z pewnością sam sobie tego nie zażyczył.
    -Jasne, wezmę z ciebie przykład -powiedziała, próbując się roześmiać -Po prostu będę zachowywać się, jakby wszystko było w porządku, a kiedy stwierdzę, że dostaję świra, wezmę garść pastylek... Chociaż obawiam się, że na Anev takie rzeczy nie działają... To znajdę inny sposób. Do diabła, nawet naćpać się nie mogę! To co mi zostało...
    Spojrzała w dół i ściągnęła lejce.
    -A tak właściwie, to dokąd lecimy? Gdziekolwiek, byle dalej stąd?
    Nie planować, przykazała sobie w myślach. Nic z tego i tak nie wypali.

    OdpowiedzUsuń
  133. -Wedle życzenia -Xan uśmiechnęła się szeroko i przekazała Anzelmowi instrukcje.
    -Mówisz, że jesteś sfrustrowany i zmęczony życiem? Masz depresję? Czy to już kwalifikuje się do leczenia w zakładzie zamkniętym?
    Pamiętała jego entuzjazm, kiedy wspomniała o Ośrodku Dla Niepełnosprytnych, nie była tylko pewna, czy mówił poważnie. Miał już takie specyficzne poczucie humoru.
    -Bo może jednak wystarczy psychoterapia...

    OdpowiedzUsuń
  134. Brak jej entuzjazmu wiązał się z tym, że nigdy nie przepadała za spontanicznymi decyzjami oraz niespodziankami. Szczególnie jeśli chodzi o wycieczkę z raz tylko spotkanym mężczyzną. Ruszyła za nim. Miała się już odezwać, ale on zwrócił się do niewidzialnej dla niej osoby. Obserwowała go z lekkim rozbawieniem (co jeszcze ją dziś zaskoczy?) i gdy na ziemi pojawiły się leżaki, usiadła wygodnie na jednym z nich.
    -Czy jest tu ktoś jeszcze poza naszą widzialną trójką?- spytała.

    OdpowiedzUsuń
  135. Xan uniosła brwi i nakazała lisowi skręcić w lewo.
    -Zatem przypadek beznadziejny -oceniła spokojnie.
    Pozwoliła lisowi nieco zniżyć lot, spróbowała ogarnąć wzrokiem rozległe łąki i lasy pod sobą.
    -Wiesz, miałam kiedyś zostać tam wysłana. W ramach terapii odzyskiwania wspomnień czy coś w tym stylu. Ale Rothen zrezygnował, stwierdzając, że po prostu musi poczekać. Coś mi się widzi, że wkrótce zmieni zdanie.
    Kolejny las się kończył, na dole rozwierało się urwisko. Xan miała wrażenie, że dostrzega na dole jakiś ruch. Nie łudziła się, że to oznacza po prostu obecność żywych stworzeń, wyglądało to bardziej jakby wzgórza poruszały się, falując i nadymając, przemieszczając w ten sposób porastające je drzewa.
    -Urocze miejsce... -mruknęła dziewczyna z uznaniem.

    OdpowiedzUsuń
  136. Odruchowo zmrużyła na chwilę oczy, jakby chciała dostrzec jego odwiecznego towarzysza, Thora. Nie uznała Dinistria za wariata, bo leżaki były niepodważalnym dowodem na istnienie tej istoty, ale mimo wszystko nie wiedziała, czy powinna w niego uwierzyć. Nie widząc niczego podejrzanego uznała, że jednak na nic się to nie zda jeśli tylko on widzi Thora, więc uznała jego istnienie, po czym zdjęła buty i przez kilka sekund przesypywała gorący piasek bosymi stopami i wpatrując się w białe grzywy fal. Już miała położyć się na leżaku i zamknąć oczy, lecz jej wzrok został przyciągnięty do odległego ciemnego punktu na oceanie. Poruszało się. Możliwe, że złudzenie optyczne, myślała. Dla pewności obserwowała to przez jakiś czas. Nie znikało. Zbliżało się do brzegu.
    -Dinistrio- powiedziała, by zwrócić na siebie jego uwagę, a gdy otworzył oczy, kontynuowała:- Też widzisz tę ciemną plamę na oceanie?
    W tym momencie dotarło do niej czym ona jest.
    -Statek- stwierdziła i jej głos lekko zadrżał.- Przyjaciel, czy wróg? Nie widzę dokładnie.
    Jeśli to drugie, wolała, by nie wykryto ich obecności, ale jak na razie wszystko wskazywało na to, że się tu zatrzyma. Statek był jeszcze na tyle daleko, że nie mogła dostrzec malowidła na fladze lub jakiegoś charakterystycznego znaku, rozwiewającego wątpliwości.

    OdpowiedzUsuń
  137. -Dywersja, powiadasz? Zgoda- stanęła demonstracyjnie na baczność.- Czekam na rozkazy- zasalutowała żartobliwie i posłała mu uśmiech.
    Ciekawe czy wiedział, że bitwa z udziałem Stormy jest zawsze zacięta i groźna. Niegdyś już sama Mononoke nie chciała jej ścigać, tylko wysłała do miejsca, gdzie nie mogła jej zagrażać.
    Niebawem w miejscu ich odpoczynku rozegra się walka, najprawdopodobniej przeszkadzająca Towarzyszowi Stalinowi w zrealizowaniu swoich nowych planów. Cóż z tego, że nie wie o co dokładniej chodzi- liczyło się coś innego, nie licząc satysfakcji.
    Ubrała buty, by nie czuć dłużej gorącego pisaku na stopach.

    OdpowiedzUsuń
  138. 35 year-old Software Consultant Perry Pullin, hailing from Langley enjoys watching movies like Baby... Secret of the Lost Legend and Digital arts. Took a trip to Chhatrapati Shivaji Terminus (formerly Victoria Terminus) and drives a C70. odwiedz strone internetowa

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

You can't kill me. I died years ago.

"Father, into your hands I commend my spirit"