Znacznie łatwiej jest zabijać niż prosić.
STORMY
Opowiem Ci o kobiecie z innego wymiaru, czego z początku, jako człowiek, nie mogłem pojąć i co wprawiało mnie w w niejasne zakłopotanie.
Ta jasnowłosa istotka mająca zaledwie metr siedemdziesiąt wzrostu o smutnych błękitnych oczach ukrytych za kurtyną czarnych rzęs, w których było coś hipnotyzującego, codziennie nocą spacerowała po dachach w okolicy mojego domu. Zanim ktoś zadzwonił na policję z niespotykaną u ludzi zwinnością umykała gdzieś niezauważalnie jakąś nieoświetloną uliczką, gdzie nie było wyjścia, a i tak tam znikała... Była tu nieproszona i złośliwie stukała w okna zupełnie bez powodu budząc śpiących ludzi, ale ja nigdy nie dzwoniłem po mundurowych, bo i tak to nie miało sensu. Interesowała mnie jej osoba. Byłem chyba jedynym zainteresowanym tą kobietą w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Reszta narzekała i próbowała tylko odgadnąć jej tożsamość. Odważyłem się wyjść jej na spotkanie, jeszcze nie wiedząc z kim mam do czynienia. Gdy próbowałem ją zaczepić na ulicy ignorowała mnie, a nawet nie odwracała się w moją stronę, choć doskonale wiedziała o mojej obecności. Próby porozmawiania z nią zawsze kończyły się niepowodzeniem. Spławiała mnie. Jej niedostępność sprawiała, że spędzenie z nią kwadransa dziennie zaliczałem do osiągnięć. Łamałem sobie głowę, czym mogę ją zainteresować. Nadal nie odpowiadała na zaczepki, bez względu na ich pomysłowość i jakość. Kręciła głową słysząc moje żarty. Jeśli miała coś do powiedzenia to tylko ripostę. Wątpiłem chwilami czy rozmawiam (czyt. próbuję rozmawiać) z kobietą. Jakby zapomniała kim jest z natury. Nie było w niej żadnej kokieterii, żadnej wrażliwości odpowiadającej jej płci. Z tych pojedynczych zdań, które udawały jej wypowiedzi, wywnioskowałem tylko, że kręci ją to co niekonwencjonalne i niebezpieczne. Lubiła cierpieć i zadawać innym ból. Czasem i mnie chciała zranić, jak nie lepiej: zabić. Pamiętam jak poczęstowała mnie papierosem i zgodziła się bym z nią pospacerował. Jednak poczułem się niewyraźnie zmęczony i skierowałem się w stronę domu, wcześniej ją przepraszając. Wymiotowałem i kaszlałem krwią przez kolejne dwa dni i podejrzewam, że to za sprawą papierosa-trucizny. Nie wiem czy opowiadałbym dziś o niej, gdybym dopalił ten przedmiot do końca. Niepokoiło mnie to, że często miała na sobie ślady krwi, ale już nawet nie pytałem czy swojej czy kogoś innego, bo w jej przypadku to jak deptanie po stopach śpiącej bestii gotowej rozszarpać każdego kto wtargnie na jej rewir. Nie wiem dlaczego nadal tam przychodziłem jej szukać. Czułem, że kogoś potrzebuje i łudziłem się, że mnie.
Niedopowiedziane słowa i skąpe gesty to kolejne "atuty" Burzy, o czym zdążyłem się przekonać po pierwszych staraniach nawiązania z nią kontaktu. To sprawiło, że w końcu nigdy nie dowiedziałem się ile ma lat i jak się nazywa na prawdę. Po wielu tygodniach wyjawiła za to coś innego. Twierdziła, że jest Lalkarzem ze świata Gamma Fiction i utknęła w naszym świecie na Ziemi z zemsty bogini Mononoke, z którą nie miała dobrych stosunków i brała udział w spisku przeciw niej. Mówiła, że koniecznie musi odnaleźć lustro podróżne, by dostać się do Czarnych Landów, gdzie służy w T.A.P.N. jako Agent Ciemności. Chciałem oczywiście jej jakoś pomóc. "Chcesz zdechnąć z sensem?"-rzuciła. Mogłem się tego po niej spodziewać. Lubiła być samodzielna i zdana na swoje umiejętności, których nie udało mi się do końca poznać. Nienawidziła współczucia i litości, o czym dawała wyraźnie znać.
Zawsze miała przy sobie sztylet, w którego rękojeści zatopiony był rubin, a na szyi widniał sznur z dziwnymi przedmiotami, w tym amulety i kluczyki. Nie pozwalała ich oglądać.
Zawsze emanowała inteligencją i spokojem, a dookoła siebie roztaczała smutek. We mnie budziła strach, a jednocześnie ciekawość. Jej zachowanie nie było jednak ciągle takie same. Po trzech miesiącach coś się zmieniło. Jak dotąd nie miała zwyczaju zaszczycać mnie odpowiedziami na zadane pytania, lecz tego dnia wyjątkowo to robiła. Nawet jej wyraz twarzy raz przybrał coś na wzór uśmiechu. Zebrałem się na odwagę, by poprosić ją o to, by nie odchodziła. Zdanie, które usłyszałem zapadło mi w pamięci. "Burzową rzeczą jest wiecznie znikać, a Oliverową rzeczą jest wiecznie czekać". Wiecznie... Już więcej nie przyszła i kolejne dni ciągnęły się w nieskończoność. Nie mogłem się pogodzić z tym strasznym słowem na literę "w". Mimo jej oschłości i złośliwości nie dało się za nią nie tęsknić. Najlepsze było to, że na wszystko miała własną teorię, a każdą z nich nazywała "Burzowymi teoriami". Uwielbiałem ich słuchać.
Nie godząc się, że to koniec nadal wspinałem się po dachach, nie zwracając uwagi na komentarze sąsiadów. I mijały lata. Dzień za dniem. Godzina po godzinie... Szukałem Stormy w każdej nowo poznanej dziewczynie. Żadna nie miała tego "czegoś" co powodowało, że aura dookoła tej osoby stawała się martwa i przepełniona cierpieniem. Pisałem porównania o niej i znalazłem idealne. "Umierająca gwiazda może zmienić się w czarną dziurę jeśli po zgaśnięciu, pod wpływem własnego ciężaru, zacznie wciągać samą siebie. Staje się wtedy mniejsza i gęstsza. Zasysa samą siebie, a jej zasięg staje się z upływam czasu większy, w efekcie czego pochłania swoich sąsiadów. I dookoła nie ma już prawie nic. Gwiazda Ciemności roztacza wokół siebie tylko mrok i chłód". Tak jak ona...
***
Majestatycznie zdobiona srebrna strzała o lotkach z łabędzich piór utknęła w ścianie tuż obok mnie. Niespokojnie rozejrzałem się dookoła i wyciągnąłem ją zainteresowany, nie zwracając uwagi na to, że nie mam siły poruszać już zmarzniętym od zimowego mrozu ciałem. Tuż przy grocie owinięta była kartką. Rozwinąłem ją drżącymi palcami. Ten jeden napis coś mi przypomniał. To coś, co słyszałem wiele lat temu przed tym, gdy opinia wariata stała się mym głównym przezwiskiem tuż obok imienia. Zakończyłem wspinaczkę jeszcze zanim ją rozpocząłem i skierowałem się w prost na ulicę, gdzie widziałem Stormy po raz ostatni. "To znak"-myślałem. To z jej ust usłyszałem to zdanie. Przeczytałem szeptem tę myśl z kartki i niczego się nie spodziewając poczułem przeszywający ciało ból. Nie traciłem czasu na szukanie jego źródła. Bardziej interesowało mnie to kogo ofiarą się stałem. To była prosta zagadka, szczególnie dlatego, że białowłosa wyszła mi na przeciw. Całe życie przeleciało mi przed oczami. W myślach pytałem: "dlaczego?". W myślach, bo głosu nie mogłem z siebie wydobyć nawet gdybym bardzo chciał. Dusiłem się krwią. Nie mogłem uwierzyć, że szukałem jej przez ostatnie lata, a ona tak po prostu przeszyła mnie strzałą.
Przebite na wylot gardło powoli traciło oddech. Ciało sztywniało, robiło się bezwładne. Coraz mniej słyszałem, nie czułem już krwi spływającej po klatce piersiowej, choć jej strumień się nie zmieniał. Ostatnie co zapamiętałem to jej słowa.
- Obserwować, znikać, rozpływać się, uciekać, zamilczeć, zapomnieć... I wracać.
Zapadła ciemność.
Obudziłem się w wielkiej sali, której ściany odbijały światło i wyglądały jak barwione szkło. W głowie nie miałem już szumu jak sprzed momentu śmierci. Nie mam pojęcia ile "spałem". Wiem tylko, że bardzo długo. Po chwili usłyszałem z daleka głosy i kroki odbijające się w budynku niczym echo, najwyraźniej ktoś zbliżał się ku miejscu mego pobytu. W otwartych drzwiach w kształcie długiego trapezu równobocznego zobaczyłem wyprostowaną, męską sylwetkę na tle jasnego białego światła. Drzwi zamknęły się, pozbawiając mnie możliwości zobaczenia jego twarzy. Podszedł bliżej. Jak na komendę zapaliło się nie byle jakie oświetlenie. Sufit powoli robił się co raz jaśniejszy i po kilku sekundach mogłem zajrzeć nieznajomemu w oczy.
-Chce pan najpierw wiedzieć kim jestem, kim ty teraz jesteś, czy gdzie cię przenieśliśmy?- zapytał.
-Obojętnie. Czekam na wyjaśnienia- powiedziałem i wstałem z materacu.
-Twoja dusza została wykradziona z ciała i przeniesiona do innego. Jesteś Kieszonkowcem- zaczął.- Znajdujesz się w wymiarze zwanym Gamma Fiction, a dokładniej w krainie Elurra. Wieczna Zima, jeśli wolisz. Ja nazywam się Shan i jestem Smokiem kultury Chińskiej- wyciągnął do mnie rękę.
-Oliver- uścisnąłem mu dłoń.
Nigdy nie dowiedziałem się jak tu się dostaliśmy. Jedynie wiem co się ze mną stało i kogo ze mnie zrobiono. Kartkę, która przyczepiona była do strzały, zawsze noszę w kieszeni. Dopiero teraz zrozumiałem co miała na myśli pisząc "ŚMIERĆ JEST TYLKO POCZĄTKIEM".
***
[Witam. W karcie pominęłam już jak dostała się z powrotem do Gamma Fiction, ponieważ to miało mało wspólnego z przedstawieniem jej charakteru, ale wyjaśnienie na pewno zamieszczę w osobnym poście jako opowiadanie.
Jestem otwarta na wątki.]
[Brak mi pomysłów. Przynajmniej teraz. Mam jednak szczerą nadzieję, że przynajmniej u ciebie procesy twórcze nie wyczerpały się podczas pisania karty. Masz jakiś pomysł?]
OdpowiedzUsuń[Witaj ponownie. W zakładce 'Administracja czeka na Ciebie mała informacja.]
OdpowiedzUsuńNoc już dawno pochłonęła dzień, a czas sunął jak szalony saneczkarz po zamarzniętych potokach górskich. Wszystko jakby zamarło, przenosząc akcję swojego życia do świata snu. I jemu było to na rękę. Był sam i biegł co tchu w płucach, przez jedną z uliczek. Jego miarowe kroki i szybki oddech odbijał się echem od plastikowych bloków. Nie było czasu na Kombinowanie, myślenie, strategię. Najważniejsze było dotrzeć w umówioną, upragnioną i jakże bezpieczną strefę, która obejmowała Zimową Daczę Towarzysza Stalina. Miał w dłoni jedynie świstek papieru z nieznaną informacją, a ciało okrywała jedynie letnia odzież. Para buchała z jego płuc. Byle szybciej, byle dotrzeć, byle w las, w którym go nie znajdą. Owy las... Ostatnia bariera, przed końcem szaleńczego biegu. Z tyłu jedynie krzyki i głos, którejś z kompanii. Może byli właśnie zabijani przez Thora, a może po prostu podawali sobie kolejne wskazówki, aby go dopaść. Uśmiechnął się szeroko na widok coraz gęściej posadzonych drzew i leśnej ścieżki. Jeszcze nie teraz, jeszcze nie koniec, a on już się cieszył. Kroki stały się wolniejsze, a on mając do przebiegnięcia ostatni fragment, zatrzymał się tak po prostu. Odwrócił się zadowolony i wyszczerzył się.
- Dobra chłopaki to byłoby na tyle. Że też wcześniej nie zorientowałem się, że to jest podpucha. Koniec z tym.
Tak jak się spodziewał, kompania rozproszyła się gdzieś, a on powoli wkroczył na ścieżkę, próbując uspokoić oddech. Nagle jednak wszystko się zmieniło. Usłyszał za sobą strzał. Tak donośny, że skłoniło go to do odwrócenia się. I zanim spostrzegł co się dzieje, ogromny harpun przeszył jego ramię, wyrywając ciało i łamiąc kości. Padł na ziemię, jak rażony gromem, powoli tracąc przytomność. Mimo takiego obrotu sytuacji, dobrze wiedział kim był napastnik. Spokojnie, już nigdy go nie zobaczy...
[Hmm, w Twojej karcie jest coś o Czarnych Landach i T.A.P.N., zatem może wchodzić w grę konflikt interesów na tamtych terenach pomiędzy grupą poszukiwaczy niejasności a oddziałem, dla którego pracuje Stormy. Xan mogłaby wtedy znaleźć się na tych ziemiach razem z ludźmi, którzy ją znaleźli i zaczęłaby się jakaś awantura. Czy coś podobnego... Nie wiem, co z tego może wyjść.]
OdpowiedzUsuńNie reagował na nic. Musiało minąć dość sporo czasu żeby się ocknął. Słońce już dawno zniknęło za horyzontem. Zanim otworzył oczy, westchnął cicho. Dziura, jaką wyszarpał haczykowaty harpun była ogromna. Dziwił się, że metal nie zaczepił za płuca, co skończyłoby się śmiercią. Nic już go nie bolało choć spustoszenie w jego organizmie nie pozwalało już na ruch ramieniem, o ręce nie wspominając. Otworzył oczy, gdy ktoś się odezwał. Kobieta. Niezbyt przestraszona. Wróg. Wyciągnął drżącą dłoń jej przed nos, ściskając w dłoni srebrnego orła. Albo go zabije, albo uratuje. Zresztą mało go to obchodziło. Niezbyt zależało mu na życiu. I gdzie do cholery był Thor. Czuł jego energię w sobie, inaczej już dawno by umarł. Ale żeby go tak zostawić? Pewnie wchłaniał dusze żeby odrobić straty.
OdpowiedzUsuń[Pozwalam ;)]
OdpowiedzUsuńLas metryczny był tak jakby jej domem. Trudno było to zrozumieć, jeśli nie znało się kontekstu sytuacji. Otóż dziewczyna mieszkała w bardzo ładnej, gustownie urządzonej chatce, która to... miała dwie kurze nogi i potrafiła odmaszerować, kiedy tylko miała na to ochotę. Tak więc, zazwyczaj stojący na skraju lasu dom zawędrował dziś w jego głąb, a dziewczyna zwyczajnie go szukała.
Niespecjalnie kryła się ze swoją obecnością, gdyż nie miała powodów, żeby to robić. Gdyby podróżowała w koronach drzew byłaby nieuchwytna dla wzroku czy słuchu postronnych, jednak nie było jej to konieczne do szczęścia. Ową osobę również zauważyła, a także jej niepokój, wywołany obcą ingerencją w jej ścieżkę prowadzącą w nieznane miejsce.
Wyciągnęła tylko ręce w obronnym geście, żeby dać tamtej znać, że nie szuka zwady i uśmiechnęła się lekko w jej stronę.
[Nie, można ją też spotkać jak plącze się po Zamokrej. Mi również nic oryginalnego nie przychodzi do głowy, ewentualnie ktoś mógłby Jade zaczepiać, a wtedy pojawiłaby się Twoja postać.]
OdpowiedzUsuńJade
Jej zachowanie było naprawdę dziwne. Jak mogła nie rozpoznać w orle symbolu T.A.P.N.? Nie była z tego świata? Przyszła ze sni? Z pewnością nie. Gamma Center, albo czyjś twór? Bardziej możliwe. Ale jednak na kilometr śmierdziała tym światem i tego ukryć się nie dało.
OdpowiedzUsuńMiała rację. Musiał wstać. Oddalić się jak najszybciej. Kilkanaście metrów dalej znajdował się zimowy pałac Towarzysza Stalina. Wystarczyła chwila. Jedna przechodząca osoba z Towarzystwa Sachowego i mieliby ogromne kłopoty. Teraz już wiedział, że dziewczyna nie ma złych zamiarów. Schował srebrnego orła do kieszani i starał się podnieść przy pomocy łokcia. Nie lubił litości i pchania się do niego z dłońmi pomocy jeśli naprawdę tego nie potrzebował. Musiał przyznać, że irytująco długo starał się usiąść, ale ale w końcu mu się udało.
- Nie przechodził tędy nikt?
To było naprawdę biepokojące. Zawsze panował w tych obszarach spory ruch.
Spojrzał na swoje zabandażowane ramie i dopiero w tym momencie uświadomił sobie, że dziewczyna naprawdę się nim zaopiekowała. Dobrą robotę odwaliła, musiał przyznać. W końcu kto miał się na tym lepiej znać niż on. Uśmiechnął się do nieznajomej.
- Dziękuję.
Na samym początku opierał się przed wejściem w las. Było to jak pchanie się w paszczę bestii i to nawet bez satysfakcji własnej. Ot tak, z nudów. Co innego gdyby był w całości. Wtedy zimowy pałac Towarzysza stalina przyjąby go tak jak należy przyjmować dyplomatę z ważnymi dokmentami. A może jednak była szpiegiem z Towarzystwa? W każdym razie nie miał zamiaru tracić panowania nad sytuacją. Przecież nie było tak źle. Trzymał się na nogach, została mu jeszcze sprawna ręka, ewentualnie oczy. Mógł walczyć. Całe to chowanie się i wwchodzenie pod ziemię niezmiernie go bawiło, choć zdawał sobie sprawę, że niezbyt powinno. Usadowił się na ziemi, czując jakiś niehonor w zajęciu łóżka nieznajomej kobiety.
OdpowiedzUsuń- Nie dziękuję. Najwyżej wodę, jeśli mogę cię o to poprosić. Przez to wszystko zapomniałem się przedstawić. Jestem Dinistrio von Loewenwold, albo po prostu Czterdzieści cztery.
Opuścił swoje miejsce i podszedł do dziewczyny.
- A jak brzmi Twoje imię?
Samotne spacery nie zawsze kończył spokojnie i bez przeszkód. Czasami przypadkiem trafiło się na kogoś z personelu, czasami na kogoś nastawionego niezbyt przyjaźnie, ale mimo wszystko nic nie potrafiło ją przed tym powstrzymać. Od ciągłego przebywania w jednym momencie wariowała jeszcze bardziej, o ile to w ogóle było możliwe. A jednak częste zerwanie się stamtąd nie stanowiło większego problemu, pomimo stosowanych przez personel środków zapobiegawczych. Niekiedy miała wrażenie, że oni po prostu czekają, aż w końcu nie wróci.
OdpowiedzUsuńTym razem jak rzep do psiego ogona przyczepił się do niej mężczyzna. Nie miała ochoty z nim rozmawiać, nawet patrzeć na niego. Bardzo często inni wywoływali w niej niesprecyzowaną obawę i ścisk w dołku. A ten typ jeszcze czegoś chciał i wcale nie wyglądało na to, że zamierza się poddać. Widziała w jego oczach narastającą agresję.
Kiedy nieznajoma pomogła jej, nie potrafiła pozbyć się podejrzliwości ze wzroku czy głosu.
– Dlaczego to zrobiłaś? – zapytała, marszcząc brwi. Nie chciała wyjść na niewdzięczną czy zuchwałą, ale to pytanie samo cisnęło jej się na usta.
Jade
[Bo z mojej bohaterki taka trochę baba jaga ;)]
OdpowiedzUsuńUnikała bójek kiedy tylko mogła, a te akurat strony lasu słynęły z rozbójników, którzy tylko czekali na zwadę z innym człowiekiem, szczególnie z drobnymi, pozornie bezbronnymi kobietami, które znalazły się tu czasem całkiem przypadkiem.
Widząc swoją wesołą chatkę, hasającą niedaleko nich po ponurej polanie tylko westchnęła ciężko, przykładając dwa palce do ust i gwiżdżąc doniośle. Jej mieszkanko wyprostowało się jak struna i podreptało nieszczęśliwe w stronę swojej właścicielki.
- Taak. Często robi mi takie numery. A miałam nadzieję, że dziś choć trochę pośpię... - stwierdziła z cięższym westchnieniem, a na kolejną uwagę nieznajomej zareagowała wesołym śmiechem - niestety, nie jest aż tak użyteczna.
[Stormy nie chce wojny, aż trochę dziwne... To jakieś braterstwo dusz, co czułam instynktownie, czytając, że Twoja postać nosi na szyi znak nieskończoności. Też noszę, od trzech tygodni bez przerwy dniami i nocami...
OdpowiedzUsuńA Xan możliwości ma, nie uważają jej za groźną, to pozwalają jej uciekać i wracać, z nadzieją, że coś sobie przypomni i zdradzi im, kto ją tak załatwił.]
Xan uniosła brwi. Samo spotkanie w tym miejscu, w końcu nie tak bardzo uczęszczanym, zaskoczyło ją, broń w rękach tamtej i wzmianka o innych osobach jeszcze wzmogły jej podejrzenia. Niewiele potrafiła znaleźć wyjaśnień dla obecności tutaj tej kobiety, samotnej i uzbrojonej.
Cofnęła się, niemal wchodząc w jeden z gejzerów, powodując tym jeszcze silniejszy rozprysk drobnych kropli gorącej wody i pary. Nie przejęła się tym zbytnio, jej przylegający do ciała niebieski uniform był już dawno mokry od skraplającej się pary.
-Wydawało mi się, że poza nami nikogo tu już nie ma.
Miała na myśli siebie, Rothena, tego młodszego poszukiwacza, który niemal cały czas pracował gdzieś w terenie, dwóch ochroniarzy i czwórkę techników, niosących sprzęt i prowianty. Naprawdę byli przekonani, że nikt nie będzie przeszkadzał im w pracy. Nie mówili tego wprost, ale Xan domyśliła się, że chodzi również o nią, wyraźnie irytował ich fakt, że ktoś stoi obok i patrzy im na ręce. Była pewna, że odetchnęli z ulgą, kiedy zaczęła spacerować po okolicy, stopniowo znikając z ich pola widzenia.
-Czy może chodzi pani o Rothena Halvarda? Pracuje tu niedaleko, ale nie przypominam sobie, żeby wspominał, że zamierza się z kimś spotkać.
Zanim jeszcze wyszła do innego pomieszczenia, ujął jej dłoń i ucałował, dodając "miło mi cię poznać". Nie byłby sobą , gdyby zapomniał o tym małym, a jakże znaczącym geście względem kobiety.
OdpowiedzUsuńTak jak powiedziała, zaczekał, rozglądając się przy okazji po pomieszczeniu. Nie robił tego z bezsensownej ciekawości, albo przebiegłości. Uwielbiał znać teren, na którym się znajdował. Gdy wróciła, nadal stał w tym samym miejscu, w którym go zostawiła. Złapał szklankę i dość szybko ją opróżnił i odstawił na ziemię. Tak to już bywało przy stracie krwi. Poczucie pragnienia. Uśmiechnął się pod nosem. Ile to już razy zdążył to przeżyć. Grzecznie usiadł na krześle.
- Jestem z T.A.P.N. - potwierdził
Gdy zaczęła rozwijać bandaż odsunął się nieco do tyłu.
- Pozwól, że sam się tym zajmę, dobrze?
Powolne odwijanie nie wchodziło w grę, zakrzepła krew przylgnęła do jego skóry i obrzeży rany. Szybkimi ruchami wyszarpywał materiał z objęć zaschniętej krwi, raz po raz pomagając sobie nożem. Z kieszeni wyciągnął też igłę i nić.
- Masz może coś odkażającego?
Cóż, takie wytłumaczenie widocznie musiało jej wystarczyć, chociaż nie brzmiało zbyt przekonująco. Mimo wszystko obecność kobiety nie sprawiała, że Jadę poczuła się bezpieczniej. Równie dobrze i ona mogła działać pod pretekstem, a w rzeczywistości mieć złe intencje.
OdpowiedzUsuń- Jade. Nazywają mnie Jade - powtórzyła jakby z większym przekonaniem. - A tobie?
-Jestem Xian'Aari Fa... -zaczęła, ale urwała i pokręciła głową. Nie widziała sensu w podawaniu pełnego imienia, którego większość osób i tak nie potrafiłaby powtórzyć.
OdpowiedzUsuń-Po prostu Xan. Tak będzie łatwiej.
Słysząc, że tamta nie jest tu z powodu Rothena, odetchnęła z ulgą. Mimo wszystko, między nią a tym człowiekiem wytworzyła się pewna więź i przypuszczenie, że ta białowłosa kobieta, w każdej chwili wyraźnie gotowa do ataku, gdyby tylko instynkt podpowiedział jej że tak ma postąpić, miałaby przerwać ich pracę. Albo, co gorsza, wykluczyć ich definitywnie z jakiejkolwiek działalności.
FL-420 rozejrzała się nerwowo. A jeśli mylili się i był tu ktoś jeszcze? Ktoś, komu nie podobała się obecność tutaj badaczy...
-Czyżby przypadkiem w tym miejscu znowu działo się coś, o czym światu będzie dane dowiedzieć się, kiedy będzie już za późno?
Słyszała wielokrotnie, jak złą sławą cieszyła się ta okolica. Mrok mógł ukrywać wszelkie złe intencje i podstępne knowania, a jezioro wrzącej lawy znakomicie pomagało pozbywać się wszelkich dowodów na to, że kiedykolwiek coś było nie tak.
Znała lepsze sposoby? Brednia. Był najlepszy w swoim fachu i dobrze wiedział co robi. Z pewnością nie chciał żeby mu pomagała. To nie w jego stylu. Sam potrafił sobie poradzić. Gdy usłyszał jej słowa poczuł się przez nią nieco oszukany, zdezorientowany. Jednak pierwszy raz cieszył się, że nie ma przy nim przyjaciela. Dziewczyna się starała, a on po zobaczeniu jak wbija mu strzykawkę w ramię, z pewnością odrąbałby jej łeb. W sumie z jego niewidzialnością i umiejętnościami, nie byłoby to trudne. Nie obrażając przy tym Stormy. Szybko odrętwienie objęło go jak matkę i wprawiło w stan błogiej nieświadomości. Przymknął oczy i z hukiem spadł z krzesła, nie panując już nad zmysłem równowagi. Czasem takie oderwanie od rzeczywistości jest zaprawdę zbawienne i niezmiernie przyjemne. Zamruczał tylko coś pod nosem i zupełnie odleciał.
OdpowiedzUsuńKiedy się obudził, pierwszą jego myślą było kac. Łeb boli, niezbyt pamięta cóż wcześniej się działo, pragnienie dawało o sobie znaki. A na dodatek nad nim znajdowała się nieznajoma kobieta. Coś jednak się nie zgadzało się w tym wszystkim. Musiało minąć jeszcze trochę czasu żeby świadomość wróciła do niego całkowicie i przypomniał sobie, co też się stało. Ale zanim to nastąpiło, lewą ręką sięgnął do kieszeni, wyciągnął chusteczkę i zwinął ją charakterystycznie. Po czym włożył końcówkę do ust i zaczął powoli zmazywać jej makijaż wokół oczu. Jak dla niego był nieco zbyt mocny. Wolał zostawić jej tylko pomalowane rzęsy.
Skłoniła delikatnie głowę.
OdpowiedzUsuń– Mi też nawet przyjemnie – odparła powoli, jakby musiała przemyśleć dokładnie każde słowo. – Więc to słowo ma jakieś wytłumaczenie, poza tym niepoprawnym?
Zainteresowała ją ta kwestia. Lubiła imiona bez znaczeń. Lubiła sama nadawać wydźwięk, kiedy poznawała jakąś osobę. Bez żadnych dodatkowych skojarzeń.
[A myślałem, że ona nadal siedzi przy nim i tak właśnie był ukierunkowany ten komentarz. Miał leżeć na ziemi i w akcie braku świadomości pozwoli sobie na taki czyn, ale nieważne.]
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się niewinnie do dziewczyny. Często trudno było mu wyjaśnić swoje czyny, choć sam widział w nich logikę. I aż dziw brał, że dziewczyna nie obraziła się na niego przez ten zamach na jej makijaż. Nie jedna wydrapałaby mu oczy a potem zjadła na śniadanie. Cóż miał uczynić z faktem, że często pod wpływem mocnej dezorientacji, albo alkoholupozwalał sobie na więcej niż zazwyczaj.
- Po prostu jest dla mnie nieco zbyt mocny. Nie przejmuj się moim achowamiem. Już skończyłem.
Zastanawiała się przez krótki moment, niby skupiona na odgarnianiu włosów z twarzy. Właściwie nie miała nic lepszego do roboty, a kobieta wydawała się w porządku. Przynajmniej Jade miała pewność, że nikt więcej jej nie zaczepi.
OdpowiedzUsuń– Tak. Masz jakieś pomysły? – zapytała, niby tak przy okazji. Tak naprawdę była zupełnie zdana na towarzyszkę, gdyż sama niewielkie miała pojęcie o interesujących miejscówkach.
Pokiwała energicznie głową. Cieszyła się na myśl, że będzie mogła w końcu usiąść i chociaż nie chciała tego przed sobą przyznać, była trochę zmęczona. Przeciągnęła się lekko.
OdpowiedzUsuń– Co lubisz jeść? – zapytała, wciskając dłonie do kieszeni. Znalazła w niej kawałek sznurka, który zaczęła ustawicznie obracać i miętolić. Przyglądała się Stromy nieco z ukosa, zastanawiając, kim ona tak właściwie jest.
-Jestem pewna, że Rothen nie przybył tu w związku z tą opowieścią -powiedziała Xan zdecydowanie. Przynajmniej miała nadzieję, że jej głos tak zabrzmiał, bo z każdą chwilą czuła się coraz mniej pewnie. Zupełnie jakby wspomnienie oprawcy z przeszłości obiegło ją wokół jak zimny wiatr. Niemal mogłaby usłyszeć jego chichot.
OdpowiedzUsuńPotrząsnęła głową.
-Kilka dni temu ktoś otworzył tutaj bramę tangensową, przedostał się do Gamma Center i być może coś ze sobą zabrał. Poszukiwacze wykryli sygnał i wzięli się do roboty najszybciej jak mogli, ale ja coś czuję, że jest już za późno.
Właściwie Xan nie była pewna, dlaczego Rothen tak przejmował się podobnymi incydentami. Była przekonana, że każdego dnia ktoś przenosi się między światami
-I jeśli o to chodzi, nie powtórzę nikomu niczego, co mi powiesz -zapewniła gorączkowo. Nie przestawała się rozglądać, teraz owa czujność, gotowość do walki lub ucieczki udzieliła się także jej. To miejsce miało w sobie coś... złowrogiego. Inaczej nie potrafiła tego określić. I bynajmniej nie chodziło tu o lawę, napierającą od spodu na powierzchnię, na której stały i której każde drżenie Inferianka ku swojej coraz większej irytacji czuła. Ta wrażliwość na wszystkie najmniejsze bodźce i oddziaływania w otoczeniu czasami doprowadzała ją do szału.
[Fakt. Zasugerowałem Ci, że Czterdzieści Cztery zmył jej makijaż, a chodziło mi raczej, że go zmywał, albo zaczął zmywać. Cóż, wybacz.]
OdpowiedzUsuń- To się jeszcze zobaczy. - ponownie wysłał w jej stronę niewinny uśmieszek - Ale czy aby nie jest zbyt nierozsądne, kłaść się do łóżka z makijażem. I tak wszystko zostanie ci na pościeli.
Pociągnął ostatni raz chusteczką po jej twarzy i uśmiechnął się, widząc ostateczny efekt. Wrzucił narzędzi zbrodni do kieszeni. Gdy usłyszał słowa dziewczyny, poczuł się naprawdę dziwnie, choć nie chciał jej tego pokazać. Nikt nigdy nie pytał się go jak się czuje, czy coś go boli. Stormy robiła to nazbyt często, wprowadzając go w małe zakłopotanie. Szturchnął palcem rękę, a ona nie odpowiadziała. Najwyraźniej nadal była zdrętwiała. Wzruszył ramieniem.
- Chyba dobrze. Ale to raczej nie jest ważne. Ale przeszkodziłem ci w odpoczynku. W końcu już dawno minęła północ. - nachylił się, niemalże muskając ustami jej ucho - Dobranoc - wyszeptał.
Oparł plecy ościanę i zsunął się na ziemię z przyciągniętymi kolanami. Oparł łokieć o nogi i ukrył w zgięciu twarz.
- Pozwól, że odpocznę tu sobie.
Jeśli zdawało jej się, że zaśnie choć na chwilę, to była w wielkim błędzie. Wiedział, że minie trochę czasu zanim dziewczyna odleci do świata snu, ale cóż miał robić. Pozostało mu tylko czekać. Gdyby znajdował się w takiej pozycji w swoim domu, choćby na poligonie lub samotnie w lesie, pewnie by zasnął. Ale tu nie wchodziło to w grę, a zmęczenie nie miało z tym nic wspólnego. Wstał z miejsca, kręcąc się niecierpliwie po pokoju.Ziewnął raz, drugi lecz i to nic mu nie dało. Mijała chwila za chwilą, a jemu nudziło się coraz bardziej. Czuł się jak zwierze w klatce, a do spokoju wystarczyła mu tylko jedna myśl. Thor. Gdzieś musiał być. Skontaktowanie się z nim nigdy nie było trudne.
OdpowiedzUsuń"Thor, gdziekolwiek przebywasz, przybądź."
Zadziałało. W pokoju powstał mały ruch powietrza, a wezwany pojawił się w mgnieniu oka. Jak zwykle niedostrzegalny, nieosiągalny i nie pojęty dla innych, a co najważniejsze tylko i wyłącznie jego.
- Witaj - szepnął Czterdzieści Cztery, uśmiechając się.
Podszedł do jednego z czytników, a ten otworzył drwi. Pierwszą jego myślą było wyjść, zostawić to wszystko i wrócić do tego co znane, nigdy więcej nie mieć do czynienia z dziewczyną. W sumie do końca ni był przekonany o jej dobrych intencjach. Nikt nie miał dobrych intencji wobec niego. Tak musiało pozostać. By nie przeszkadzało mu to w wykonywaniu swoich zajęć. Miał jeszcze coś do zrobienia. List w czarnej kopercie ciążył mu w kieszeni.
***
Znów siedział w tej samej pozycji jak zdrętwiały. Wystarczyło, że powrócił pod ścianę żeby dziewczyna przebudziła się i wyszła z pokoju. Zdążył, choć sam nie wiedział czy ma się z tego powodu cieszyć. Coś w tym pomieszczeniu dawało mu poczucie niewoli. Jednak był dziewczynie coś winien, a śniadanie, które zostawił w kuchni (a przynajmniej pomieszczeniu ją przypominającą) nie rekompensowało niczego. Ot drobna przysługa. W końcu powinien się pożegnać i nie nadużywać jej gościnności. Odpowiedział jej bardzo cicho, nie ruszając się z miejsca.
Obserwował wszystko ze znudzeniem. Nie zauważyła nawet, że się starał. Cóż. Co miał zrobić. Ziewnął ponownie. To co widział naprawdę nie robiło na nim wrażenia, a w połączeniu z duszą Thora, stawał się bardzo niecierpliwy, często nawet drażliwy. Wyciągnął w jej stronę dłoń i uśmiechnął się.
OdpowiedzUsuń- No już. Wstawaj.
Gdy stanęła na nogach postanowił się oddalić. W końcu siedział na jej głowie już zbyt długi okres czasu.
- Wybacz, że zająłem ci tyle czasu. Nie będę już zawracać ci głowę. Widzę, że jesteś nieco zajęta.
Wzruszyła ramionami.
OdpowiedzUsuń– Pośrednie. Nowe, nietypowe powstające przy połączeniu zwykłych smaków – odparła. Właściwie niezbyt często mogła próbować jakichś ciekawszych potraw.
Ogromne kałuże przypominały rozległe jeziora. Jade nawet nie próbowała ich omijać, jej stopy co jakiś czas powodowały charakterystyczne chlupnięcie. Jej długi, czarny, chociaż nieco wypłowiały i mokry płaszcz prawie ciągnął się po ziemi.
– A napoje?
Była przyzwyczajona do Zamokrej oraz jej uroków i doskonale wiedziała, że tak czy inaczej wszystko będzie przemoczone albo chociaż wilgotne, więc slalom nie miał sensu.
OdpowiedzUsuń– Nie lubisz takiej pogody..? – bardziej stwierdziła niż zapytała, widząc uniki, które wykonywała kobieta. Właściwie nie dziwiło ją to. Istoty odwiedzające Zamokrą dzieliły się na dwa typy: jednym wilgoć w ogóle nie przeszkadzała, innym bardzo.
- Nie o to mi chodziło. Już nazbyt dużo zmarnowałem twojego czasu. Wystarczy.
OdpowiedzUsuńUkłonił się nisko. Wszystko było dla niego naprawdę kłopptliwe, a narzucanie się było prawdziwym nietaktem i nie leżało w jego naturze. Ukłonił się i ucałowa jej dłoń. Musiała mu wybaczyć fakt, że nawet jej dłoni dotykał w rękawiczkach. Nie była to jej wina. Thor westchnął tylko bezgłośnie.
- Do następnego razu.
Tak naprawdę nie miał gdzie się podziać, ale tym nie miał zamiaru się z nią dzielić.
[Nie będzie to niczym dziwnym.]
OdpowiedzUsuńUcieszyła się nawet, że restauracja nie jest zupełnie pusta. Może nie przepadała za tłokiem i hałasem, ale w takim miejscu puste ściany były jeszcze bardziej nieprzyjemne. Teraz wszystko zdawało się bardziej naturalne.
OdpowiedzUsuńUsiadła wygodnie nie zdejmując płaszcza, po czym zaczęła przeglądać menu. Przerzucała kartki, uważnie studiując każdą z pozycji.
– Widzisz coś ciekawego? – mruknęła, zerkając znad karty na kobietę.
Przerzuciła jeszcze kilka kart, jednak nie chciała przeciągać tego. Na jej usta w końcu przecisnął się drobny uśmiech, ledwie zauważalny, jeżeli nie skupić się na tej części twarzy.
OdpowiedzUsuń– Banany w polewie lukrecjowej – odpowiedziała w końcu, przesuwając jeszcze palcami po stronie. Nawet, gdyby zauważyła dziwny odruch, nie zapytałaby. Sama miała kilka takich, które musiała skrzętnie ukrywać, aby nie wywołać dziwnych spojrzeń. Nawet teraz miała szaleńczą ochotę zacząć lekko się kołysać, ale zamiast tego pocierała o siebie paznokcie kciuków.
Do stolika podeszła kelnerka. Ton głosu zdawał się przyjazny, dopóki Jade nie zerknęła na jej wykrzywioną w zniesmaczeniu twarz. O co mogło chodzić? Kiedy odebrała zamówienie i oddaliła się, dziewczyna wzruszyła lekko ramionami, jakby chcąc uspokoić samą siebie, nadal śledząc wzrokiem kelnerkę.
Xan wzruszyła ramionami.
OdpowiedzUsuń-Ja wiem, że to nie ma sensu. Ale nie mam najmniejszego pojęcia, jakie są motywy Rothena. Mówił coś o śladach. Pozostałościach.
Zamyśliła się. Dała kilka kroków do przodu, wymykając się z zasięgu gorącej wody i pary. Krople spłynęły z jej ciała na ziemię, gdzie cicho zasyczały i odparowały.
-Biorąc pod uwagę jego zaangażowanie i zawziętość, może chodzić o konkretną osobę lub grupę. Są dwie możliwości. Albo jakiś osobisty wróg i dawne porachunki, albo osoby, które z jakichś powodów mogą okazać się niebezpieczne.
Tak, Rothen czasami bywał podobnym altruistą i mógł zrobić coś dla dobra publicznego.
Znów dała kilka kroków przed siebie, kierując się wzrastającą temperaturą otoczenia. Szukała Jeziora Setek Łez, sama nie do końca pewna, z jakiego powodu.
[Cześć. Co do wątku to bardzo chętnie, chociaż nie mam pomysłu gdzie mógłbym cię spotkać. Może ty masz jakiś? :) ]
OdpowiedzUsuń[Obiecuję, że jutro na coś wpadnę i zacznę, okay? Tylko nie bądź... Hmmm... Smutna?]
OdpowiedzUsuńJak znalazł się w tej mieścinie? Trudno stwierdzić. Jedno było pewne. Gdziekolwiek by się nie pojawił zdążył porządnie narozrabiać, a potem słodką minką typu "ale nic się nie stało... To były tylko głupie żarty." załatwić sobie przychylność. Cóż, tak to właśnie bywało. I nawet nie spodziewał się, że i tym razem koledzy Towarzysza Stalina westchną jedynie i każą mu... Zresztą, nie wypada cytować.
OdpowiedzUsuńTak więc spokojnie szedł sobie ścieżką, poszukując dna wczorajszego. I tak w zupełnym zagubieniu, z małą dozą mamrotania pod nosem i szczyptą zagmatwania, przemierzał swoją drogę żywota. A to zajrzał pod czyjś dywan, powieszony na porożu jelenia, a to i schylił się, aby zerknąć pod lukrowaną ławeczkę, czy aby to tam nie krył się poprzedni dzień... I nigdzie go nie było. Znalazł jednak coś innego. Dziewczynę. Uśmiechnął się szeroko.
- Witaj Storm, jakieś problemy?
Nie musiał czytać w myślach. Wystarczył mu widok jej niezbyt radosnej miny i ukradkowego spojrzenia w odpowiednią stronę. Czasem mowa ciała mówiła więcej niżby sobie tego życzył. Jako lalkarz powinna o tym wiedzieć. Skąd i o tym wiedział. Swoją kastę wyczuwał na kilometr.
OdpowiedzUsuń- Chodź.
Złapał ją pospiesznie za dłoń. Jeśli ona musiała natychmiast się ulotnić, a i on powinien zejść z drogi niektórym, to trzeba było coś wymyślić. A do tego to on miał smykałkę. Zaczął biec między uliczkami, mijając sprawnie przechodniów. Co jakiś czas zaglądał przez ramię czy aby wszystko jest w porządku. W końcu się zatrzymał przy jednym z małych budynków przypominającym stadninę. Napis głosił "Wypożyczalnia lisów latających". Pospiesznym krokiem wszedł do środka. Miejsce było zaprawdę obskurne, nieprzyjemne, a zwierzęta przetrzymywane były w zaiste spartańskich warunkach. W przypływie gniewu Czterdzieści Cztery sięgnął do kieszeni.
- W czym mogę służyć? - usłyszał za plecami.
Jednym, płynnym ruchem, wyciągnął z kieszeni pistolet i zastrzelił właściciela. Jak mógł dopuścić żeby lisy były tak zaniedbane? Dinistrio puścił dłoń dziewczyny i zaczął otwierać wszystkie boksy, uwalniając zwierzęta. I małe zamieszanie, w wykonaniu ponad dwumetrowych stworzeń było im na rękę. Jednak jednego zostawił sobie. Młodego, niepokornego. Wsiadł na jego grzbiet i machnął dłonią w stronę Stormy.
- Wsiadaj. Nie ma czasu.
[Zawsze może pojawić się jakiś wróg i nieoczekiwanie ich zaatakować. To przecież miejsce cieszące się złą sławą.]
OdpowiedzUsuńCóż dałyby w takich momentach prośby. Zaprawdę nie miały najmniejszego sensu. Zabijanie także zostało go pozbawione.
OdpowiedzUsuńJeśli usiadła obok niego tylko dlatego, że on albo cała ta podróż wydawała jej się ciekawa, to zrobiła wielki błąd. Czterdzieści Cztery liczył w duchu, że wypuszczone stworzenia odzyskają swoją wolność. W każdym razie, ten, na którym właśnie siedział był tylko i wyłącznie jego. Ułożył się wygodnie na grzbiecie lisa, niemalże znikając w jego futrze. Chmury mijały ich leniwie, podążając swoją własną drogą.
- Co to za różnica. Mogę nawet cię odstawić gdzie chcesz. Wątpię żeby zadali sobie tyle trudu, aby szukać cię po wszystkich landach.
Czas zdawał się ciągnąć i lepić jak żywica, twarze istot wyrażały jakąś niezidentyfikowaną pustkę, a jej coraz bardziej wydawało się, iż zaraz zaśnie. Nie zauważyła nawet kiedy dostała swoje zamówienie, chyba podobnie jak towarzyszka. W końcu zaczęła dłubać w nim łyżeczką, ale zanim jeszcze wzięła do ust pierwszy kęs, domyśliła się, iż coś jest nie tak. Szybko wypluła smakołyk, dając Stromy znak, żeby zostawiła to „jedzenie”. Zerknęła na innych siedzących w pobliżu. Z początku wyglądali trochę jakby wzięli zbyt mocne leki na uspokojenie.
OdpowiedzUsuń– Coś się dzieje. Spójrz na nich – zauważyła ledwie poruszając ustami, starając się nie zwracać na siebie uwagi.
[Racja. Proponuję, żeby w restauracja była pod okupacją jakiegoś potężnego lalkarza, który próbowałby sobie znaleźć materiał na nowe lalki, wymyślnie się przy tym bawiąc. Wybacz, ale nic lepszego nie przychodzi mi do głowy.]
Jade
Dziewczyna podskoczyła, zrywając się z ziemi. Nie wiedziała, gdzie szukać zagrożenia, w dziurze, czy powinna może spojrzeć w stronę, z której, jak jej się zdawało, została odepchnięta.
OdpowiedzUsuń-To wybuch wulkanu czy niestety coś gorszego? -spytała, nie patrząc chwilowo na Stormy. Miała nieprzyjemne wrażenie, że w tym momencie obie są obserwowane.
Podeszła do dziury, przesunęła powoli dłonią po jej brzegu. Stopione skały miały wkrótce odzyskać swoją poprzednią postać, ale to, co zrobiło ową dziurę, nadal gdzieś tu było.
Xan wstała i wbiła wzrok w otaczający ich opar mgły. Powietrze zdawało się aż drżeć, coś krzyczało, żeby nie stać bezczynnie ale uciekać albo stanąć do walki.
[Przepraszam, ale sesja mnie przygniotła ;( We wtorek będę miała trochę wolnego, to postaram się wszystkim poodpisywać, ale na razie jestem wypalona :/]
OdpowiedzUsuń"Ty chyba nie słyszałaś o Czterdzieści Cztery, meine liebe." uporczywie cisnęło mu się na usta. Wolał się jednak obejść bez tego, przechodząc do skromnego uśmieszku.
OdpowiedzUsuń- Nie doceniasz mnie. A poza tym kto powiedział, że mam zamiar przez cały czas uciekać. - zaśmiał się krótko - To nie w moim stylu. A co powiesz na... Wypad, nad ocean?
Nie czekał na odpowiedź. A bo po co. Szarpnął za cugle, a zwierze warknęło głośno. Lis zrobił ostry zakręt i zaczął ostro pikować w dół, przyciskając do brzucha swe łapy. Z chwili na chwilę wysoka już prędkość, zwiększała swe obroty. Gdy zostało około 100 metrów do ziemi, a budynki niemalże dotykały włochatego brzucha lisa, zahamował i wyrównał lot do poziomu. Nie musieli zbyt długo czekać żeby miasto, jak odgrodzone czerwoną wstęgą, odsłoniło plażę z rosnącymi przy niej, radosnymi rododendronami, które obdarowywały resztę stworzeń szczęściem zapakowanym w czerwony papier ozdobiony białą wstążeczką. Czterdzieści Cztery rzucił ostatnią komendę, a lis bezceremonialnie władował się do słonej wody, chlapiąc wszystko dookoła. Grupka stworzeń leżących na plaży uciekła z piskiem, ku radości zwierzęcia. Najchętniej pobiegłby za nimi, kłapiąc tuż obok ucha ogromnymi zębiskami. Zaprawdę dopasowali się charakterem z Czterdzieści Cztery.
- No to jesteśmy na miejscu.
Zeskoczył na ziemię. W jego dłoni pojawiła się duża, czerwona parasolka. Otworzył ją zamaszystym ruchem i zasłonił przed słońcem.
Xan skinęła głową bez przekonania. Oddalić się? Pomysł sam w sobie nie był zły, ale nie sądziła, że łatwo zdołają umknąć przed siłą, która ich zaatakowała. Ruszyła jednak szybkim krokiem za Stormy, kiedy z nieba spadło kilka mniejszych, częściowo stopionych parujących kamyków.
OdpowiedzUsuńGdzieś nad ich głowami rozległ się przeciągły jęk i świst.
-Rothen! -przypomniała sobie nagle Xan -Oni mogą mieć kłopoty!
Rozejrzała się w panice. Nie pamiętała już, którędy tu przyszła, a gęsty opar dodatkowo utrudniał orientację.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOdwrócił się w stronię plaży i wolnym krokiem ruszył w tamtą stronę. Może i nie przepadał za wygrzewaniem się na słońcu, ale nawet lis miał świetny humor z powodu wypadu, a dziewczyny nawet nie stać było na drobny entuzjazm. I co, miała zamiar tam zostać jak kołek, nawet, gdy zwierze zechce dobrze się bawić, rozchlapując wodę naokoło? Zresztą, niech robi co chce. Zatrzymał się kilka centymetrów przed granicą wody i pstryknął palcami. Jego ubranie w mig zamieniło się w letnią wersję.
OdpowiedzUsuń- Dziękuję ci. Może i ty zmienisz ubranie. Zaciepła potrafi dać w kość, a ty w tym płaszczu...
Poczekał chwilę, a potem zaczął się śmiać, jak gdyby ktoś mu odpowiedział. Pstryknął po raz kolejny, a na rozgrzanym piasku pojawiły się trzy leżaki i znacznie większy od tego, który trzymał w dłoni parasol.
Xan w ostatniej chwili stłumiła przekleństwo, które miała już na końcu języka.
OdpowiedzUsuńCo to u diabła było? Nie przypominało niczego, co dziewczyna dotąd poznała, wątpiła także, że spotkała kiedykolwiek coś takiego w dawnym życiu. Bo gdyby tak było, z pewnością, pomimo amnezji, to przypomniałaby sobie jako pierwsze.
W naturalnym, chociaż całkowicie pozbawionym sensu odruchu, posłała błyskawicę w stronę najbliższego kamiennego stwora. Bezcelowe marnowanie cennej energii. Kamienno-metalowa kreatura zdawała się nawet tego nie zauważać.
-Co to jest?! -zawołała dziewczyna z rozpaczą -I jak można to coś powstrzymać?!z
Schyliła się i podniosła spod nóg kamień, marną broń na takiego przeciwnika. Przypomniała sobie w tym momencie o pistolecie sygnałowym przypiętym do paska spodni. Czy race zrobiłyby na napastnikach jakiekolwiek wrażenie?
-Ja do żadnego pokrewieństwa z nimi się nie przyznaję! -zaprotestowała gwałtownie Xan.
OdpowiedzUsuńRozpaczliwie próbowała coś wymyślić, starając się na razie nie wyobrażać sobie, że stworów może być więcej. Jeśli nie było, a one skutecznie zwróciły na siebie ich uwagę, Rothen i jego współpracownicy byli bezpieczni.
Biegnąc, dziewczyna rozglądała się po otaczającym ich skalistym pustkowiu. Nie miały gdzie się ukryć, mogły tak biec bez końca, dopóki nie okaże się, że na przykład nieoczekiwanie wyrośnie przed nimi przeszkoda.
-Myślisz, że one potrafią pływać w lawie?- spytała z rozpaczą. Nic innego w tym momencie nie przychodziło jej do głowy. Gdyby jakoś zwabić ich do Jeziora Setek Łez... Stwory wyglądały na ciężkie, mogły spaść na dno. Albo zastygnąć w przybrzeżnej warstwie...
W pierwszej chwili Xan miała ochotę odpowiedzieć Stormy tak samo, jak tamta odpowiedziała jej. Nie była pora na podobne przekomarzania, zwłaszcza, że nadal nie miały pojęcia, z czym właściwie mają do czynienia.
OdpowiedzUsuńCzuła, że Stormy nie ciągnie jej z takim uporem jak wcześniej. Bez większej nadziei sięgnęła po pistolet sygnałowy i wystrzeliła racę prosto w klatkę piersiową depczącego im po piętach stwora. Kamienna kreatura przyjrzała się temu z zaciekawieniem, nie zwalniając biegu.
-Jak długo jeszcze tak wytrzymasz? -spytała towarzyszkę - Bo wydaje mi się, że dalszy bieg nie na wiele się zda.
Przechodzące przez podłoże drgania starała się ignorować, uparcie odpychając od siebie myśl, że ich kłopoty dopiero się zaczynały.
Xan zacisnęła zęby i wydała z siebie nieartykułowany dźwięk. Zatem plany się zmieniły. Musiały walczyć.
OdpowiedzUsuńStanęła na szeroko rozstawionych nogach i zmrużyła oczy. Z końca ogona wysunęła białawe ostrze, podobno twardsze od diamentu, ale zdecydowanie zbyt krótkie, by mogło posłużyć jako broń.
Uniosła do góry pistolet sygnałowy, decydując się na kolejną ryzykowną próbę. Musiała tylko poczekać, aż któryś z napastników znajdzie się bliżej.
-Dalej -warknęła przez zęby -Chodź tu, pustogłowy!
Nie rozumiała, jak Stormy przy pomocy łuku zamierza poradzić sobie z takim przeciwnikiem, ale nic innego nie miały. Musiały radzić sobie w miarę możliwości.
Jeden ze stworów wysunął się przed szereg, na ten widok Xan zadygotała z wytężonego wysiłku. One naprawdę były wysokie. A dziewczyna musiała wskoczyć na jego klatkę piersiową, zanim ten ją przewróci, stratuje i pobiegnie dalej. Masywne kamienne cielsko było coraz bliżej. Za późno, żeby zmienić zdanie.
Sześć metrów... Cztery... Trzy... Półtora...
Xan wyskoczyła w górę, celując z pistoletu sygnałowego w oczy kamiennej bestii.
-W imię porządku -warknęła cicho. Wystrzeliła.
Szybkimi i dość małymi kroczkami przebiegł na jeden z leżaków. Piasek był na tyle gorący żeby jeszcze przez dłuższy czas odczuwać to dziwne zdrętwienie na stopach. Mimo, że nie było wcale tak gorąco i tak to zbyt wysokie temperatury jak dla niego. I pomyśleć, że panowała zima.
OdpowiedzUsuńSłysząc jej pytanie, uśmiechnął się szeroko. Tak często zdarzało się, że ktoś uznawał go za obłąkanego.
- Tak. Thor. Mój odwieczny towarzysz.
Rozłożył się wygodnie na leżaku i przymknął oczy.
Xan wylądowała na ziemi w przysiadzie, wśród rozsypanych kamiennych okruchów. Przez chwilę była bliska dopuścić do siebie euforię, że jej rozpaczliwy plan jednak wypalił, ale szybko zdała sobie sprawę, że się myli. Wcale nie zabiła stwora, sprowokowała tylko niewytłumaczalną reakcję.
OdpowiedzUsuńPo chwili, widząc kształtującego się z metalu człowieka, prawie całkowicie zwątpiła w swój udział w tym wszystkim...
Gdzieś z oddali uslyszała krzyki. Nie rozpoznawała głosu Rothena, ale poza nimi i jego grupą nikogo nie powinno tu być. Zdrowy rozsadek opuścił Xan, dziewczyna czuła, że z tej sytuacji nie ma jasno określonego, dobrego wyjścia. Gdzieś tam, we mgle, byli pracownicy ochrony. Może i mieli broń, ale byli raczej przygotowani na starcia z innymi grupami. Nie z... takim czymś.
Z okrzykiem bojowym na ustach Inferianka rzuciła się biegiem w stronę płynnego metalowego stworzenia, z nieszczęsnym pistoletem w jednej ręce, w drugiej ściskała porwany z ziemi kamienny okruch. Nic innego nie zdążyła wymyślić.
Usiadł i przyjrzał się wskazanemu punktowi. A raczej dwóm, które jawiły się na falach oceanu. Gdy jednak wspomniała, że chodzi jej o statek, szybko odrzucił uporczywe wpatrywanie się w ruchome miasteczko, które postanowiło zatrzymać się właśnie w tamtym miejscu. I miał wrażenie, że owy statek wypłynął właśnie stamtąd. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie bandera z dumnie prezentującym się, białym hetmanem. Wyszczerzył się Czterdzieści Cztery, jak to zwykle bywało, a nosem wyczuwał zbliżający się spisek. Ciekawe cóż knuł tym razem Towarzysz Stalin.
OdpowiedzUsuń- Czy masz może ochotę na małą dywersję, madame?